RAPORT Z PRZESŁUCHANIA: HADA ❄️IN THE HEART OF AN ENDLESS WINTER❄️

Jak brzmi muzyka zimowa? Z czym kojarzy się ludziom? Według internetowej wyroczni Google – nawet specjalnie wzięłam tryb incognito, by maksymalnie zobiektywizować wyniki – odpowiedź brzmi następująco:

a ) muzyka klasyczna o tematyce zimowej

b) kolędy i piosenki tworzone na potrzeby Bożego Narodzenia

c ) muzyka pop o zimie, a przynajmniej z zimowymi słowami-kluczami w tytule.

Cóż, trudno odmówić tym wynikom słuszności. Myślę jednak, że warto też zwrócić uwagę na nieco inny typ zimowej muzyki – taki, który eksploruje tę ideę również dźwiękowo, czerpiąc brzmienia z awangardy, psychodelii, czy też różnych odłamów muzyki gotyckiej: darkwave, cold wave (zimna fala mruga oczkiem), ethereal wave i innych wave. W tej mroźnej niszy znajdują się naprawdę fascynujące albumy, jak choćby ❄️The Marble Index❄️ Nico czy też ❄️Cold❄️ zespołu Lycia.

Teraz do tej kolekcji można też dodać najnowszy album zespołu Hada, ❄️In The Heart of The Endless Winter❄️. Odpowiednio do obietnicy zawartej w tytule, od albumu wieje chłodnym brzmieniem[1], podkreślonym pogłosami i echami, które tworzą poczucie olbrzymiej przestrzeni. Co ciekawe, zestawione są z dość suchą perkusją, która często przybiera takie szepczące brzmienie. Nie wiem, czemu, kojarzy mi się ono trochę z drzewami – trochę jak uderzenie drewna o drewno, albo wręcz szum lasu. Szczególnie jednak zapadły mi w pamięć arpeggia klawiszowe, obecne między innymi w utworach „White Sister” i „Ice, Eden”. Trochę przywodzą na myśl charakterystyczne tirli-tirli Danny’ego Elfmana a trochę grecki neofolk w stylu Daemonia Nymphe. Niemal widzę przed oczami spadające płatki śniegu, jak je słyszę.

[1] Ale co to właściwie znaczy „zimne brzmienie”? To jedno z tych określeń, które ludzie zainteresowani muzyką po prostu „łapią”. Można by zaserwować tu uproszczenie, że ciepłe brzmienie jest bardziej akustyczne/analogowe, a zimne – elektroniczne, ale w dobie obróbki cyfrowej to chyba nie ma sensu. Spróbuję więc na przykładach. Przykład jeden brzmi według mnie ciepło, a przykład dwa – zimno. Oba utwory są o zimie, więc nie sugeruję się przy wyborze tematyką 🙂 Przykład jeden: Bonnie Dobson, „Winter’s Going”. Przykład dwa: Lycia „From Autumn To Winter”.

Za stworzenie tej zimowej atmosfery odpowiadał Babis Nikou. Druga połowa duetu z Aten, Natasa Koumi, nasyciła album swoim magicznym głosem i enigmatycznymi, poetyckimi[2] tekstami. Strasznie podobają mi się ich fragmenty: na przykład porównanie umysłu i połączeń neuronowych do lasu (w utworze „Neurons”) czy stworzenie pozornie paradoksalnej figury, jaką jest Madonna Meduza (piosenka „Madonna Medusa”). Mimo wielu przesłuchań wymykało mi się jednak znaczenie tej większej metafory, która spaja cały album, tytułowej „nieskończonej zimy”. Skąd właściwie wziął się taki pomysł w głowie wokalistki?

[2]Tu warto dodać, że Koumi jest też publikowaną poetką. Wprawdzie nie wydaje mi się, by Krak opuścił Grecję, a szkoda, bo bym poczytała… Ale na pewno jest to dowód na to, że umie splatać słowa.

Niespodziewaną podpowiedzią okazał się tekst do „Ice, Eden” – jedyny, którego nie napisała Natasa. Jest to wiersz Paula Celana, a to dość… znaczący wybór. Nie będę tu przytaczać całej biografii tego poety (polecam zamiast tego artykuł Anny Arno dla Dwutygodnika), ale na pewno muszę tu wspomnieć o jego „Fudze śmierci”. Celan spędził sporą część wojny w rumuńskich obozach pracy (tak, prowadzonych przez nazistów), w jednym z obozów zginęli również jego rodzice. Poeta zawarł wiele z tych doświadczeń i wspomnień w swoich wczesnych wierszach, a „Fuga śmierci” to chyba najbardziej znany z nich. Podobno to właśnie w odniesieniu do tego poematu Adorno stwierdził, że „pisanie poezji po Oświęcimiu to barbarzyństwo”. Jeśli mogę wtrącić się tutaj ze swoją opinią, to w kontekście Celana ta uwaga wydaje się bardzo… okrutna. I niesprawiedliwa. Ale mam wrażenie, że nie jestem w tej opinii osamotniona. Jak zauważa profesor Michał Bristiger w swoim eseju o Celanie i muzyce (ha!):

Wiersze Celana są w stanie uświadomić nam, iż ostateczne konsekwencje totalitaryzmu są bardziej trwałe niż sądzimy, że tyczą również świata dzisiejszego, a może i nawet nas samych. „Czas nieludzki” to nie tylko czas obozów zagłady i obozów koncentracyjnych, objęci są nim również ludzie spoza obozów; destrukcja ludzkiej, braterskiej emocjonalności, jest bardziej trwała i o daleko szerszym zasięgu niż to można było sądzić, toteż nadano jej osobne miano – „permafrost”.

Ten cytat zwrócił moja szczególną uwagę, właśnie w kontekście rozważań na temat albumu Hady i tego, co może oznaczać przywołanie na nim Celana. „Permafrost” to przecież nie jest słowo wymyślone na potrzeby analiz poetyckich. Oznacza ono wieczną zmarzliną, czyli ziemię, której temperatura nigdy nie przekracza zeru stopni Celsjusza.

Ciąg symbolicznych skojarzeń rysuje się tutaj jasno. Jedna ścieżka łączy nieskończoną zimę i Celana – idąc nią dojdziemy do rozumienia „nieskończonej zimy” jako opisu ludzkiej kondycji. Czy też raczej nieludzkiej. Celan w swych wierszach przedstawiał skutki Holokaustu: czy przywołująca go Koumi również myśli o Zagładzie z czasów drugiej wojny światowej i jej skutkach, które odczuwamy po dziś dzień? Czy też może o współcześnie rozgrywających się wydarzeniach, które jednak mogą mieć na nas wszystkich podobny wpływ? Przecież obecnie też dzieje się wiele zła… Można by tutaj rozważać na zimno (sic!), czy to ta skala i ten stopień dehumanizacji – bo Holokaust to taka ikona zła, że używanie jej do jakiegokolwiek porównania od razu niesie lekki posmak bluźnierstwa. Ale coś mam wrażenie, że ofiary Rosjan na Ukrainie i uchodźcy w obozach na Lesbos lub na granicy polsko-białoruskiej niekoniecznie by chcieli dywagować z dystansem na temat tego, kto miał gorzej.

Można też trochę ominąć Celanowski bagaż i pójść inną ścieżką, wytyczoną bardziej dosłownie poprzez samo słowo „permafrost”. Mówiąc o tym zjawisku ciężko nie używać absolutnych słów, prawda? Ziemia, która nigdy nie rozmarza, zawsze pozostaje w temperaturze poniżej zera stopni. Zresztą sam człon „perma”, czy też polskie „wieczna” w zestawie „wieczna zmarzlina” wyraźnie wskazuje na absolut zimna, niezmienność, nienaruszalność. Przynajmniej z perspektywy ludzkiej – wiadomo, że wszystko, co się dzieje na Ziemi to mrugnięcie oka dla Wszechświata, ale może jednak nie odlatujmy aż tak bardzo.

Tylko że obecnie jesteśmy w takiej dość niezręcznej sytuacji, gdy nawet w naszej ludzkiej perspektywie ten zimowy absolut może się… skończyć. Niestety, zmiany klimatu zagrażają również wiecznej zmarzlinie. Możliwość ta niesie ze sobą wiele potencjalnych zagrożeń, w tym odmrożenie bakterii i wirusów, na które ludzkość dawno utraciła odporność, czy też uwolnienie do atmosfery kolejnej porcji gazów cieplarnianych, która rozreguluje wszystko jeszcze bardziej.

Zauważyłam, że w europejsko-zachodniej kulturze motyw wiecznej zimy oznacza najczęściej absolutną dystopię i koniec wszystkiego. Oczywistym, choć nie jedynym skojarzeniem jest tutaj Snowpiercer i wszystkie iteracje jego historii. Ale może myślimy o tym w zły sposób. Może właśnie to dobrze, że na świecie istnieją miejsca objęte dosłowną wieczną zimą. Może powinniśmy ten fakt celebrować, póki jeszcze możemy, bo koniec tej zimy przyniesie coś, na co… nie jesteśmy gotowi.

Nie wiem, która z tych interpretacji bardziej do was przemawia. Osobiście uważam, że i Celanowa i klimatyczna mają sens, choć nieco bardziej skłaniam się do tej pierwszej. Ale to już musiałabym samą Natasę spytać, żeby mieć pewność…W obu odczytaniach jednak metafora zimy prowadzi od pięknej formy muzycznej do bardzo poważnych rozważań, aktywnie związanych z tym, co się dzieje obecnie na świecie. Niektórych takie szukanie powiązań może zniechęcać; czyż nie od tego jest sztuka, żeby pozwalać nam zapomnieć o smutkach i złu codzienności? (No cóż, odpowiedź brzmi: nie. A w każdym razie nie każda i nie tylko). Dla mnie to jest akurat duża zaleta tego albumu.

Wiecie, co jednak w ❄️In The Heart of The Endless Winter❄️ jest najlepsze? To, że jest piękny niezależnie od interpretacji. Koumi pisze teksty, które brzmią pięknie nawet jeśli nie do końca wiadomo, o co w nich chodzi, a warstwa muzyczna też jest niezwykle przyjemna – o ile ktoś lubi ciarki w trakcie słuchania. Dlatego mam nadzieję, że dacie temu albumowi szansę niezależnie od tego, czy szukacie w muzyce ukojenia, czy też poważnych tematów. Choć w przypadku tego albumu to ukojenie może się okazać wiecznym snem w śniegu.

PS. Taka ciekawostka: autorką okładki tego albumu jest Aleksandra Waliszewska. Mam przeczucie, że wśród czytelniczek, czytelników i osób czytających tego bloga mogą się znajdować jej fani :3

https://swissdarknights.bandcamp.com/album/in-the-heart-of-an-endless-winter

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s