RESEARCHE NIEISTOTNE: UTOPIA WEDŁUG ANNE RICE

Z okazji premiery serialu Wywiad z Wampirem radośnie postanowiłam nadrobić najnowsze części Kronik Wampirów Anne Rice, które jakoś mnie ominęły. Nie będę owijać w bawełnę: oczekiwałam absolutnego g…wna (jestem z tych fanek, które uważają, że od Wampira Lestata poziom serii raczej spadał). Dostałam… coś nieco innego, niż się spodziewałam.

[Uwaga! Od następnego zdania zaczynają się spoilery do serii „Kroniki Wampirów”, w szczególności do tomów: „Wampir Lestat”, „Królowa potępionych”, „Książę Lestat” i „Prince Lestat and the Realm of Atlantis” (ten ostatni nie wyszedł po polsku). Nie będę jednak spoilerować za dużo z akcji: bardziej skupię się na świecie przedstawionym i legendarium uniwersum Anne Rice. Mam nadzieję, że nie popsuje wam to lektury tych książek. A już na pewno te spoilery nie powinny źle wpływać na oglądanie serialu Wywiad z Wampirem. Wręcz przeciwnie, dzięki temu może wyczaicie parę easter eggów.]

Pytanie do was, drogie osoby czytelnicze: czy spodziewaliście się kiedyś, że będziecie czytać o organizacji fikcyjnego społeczeństwa sprzed dwunastu tysięcy lat, opisanego w książce o wampirach z kosmicznego plastiku i o obcych… powiedzmy, replikantach, rozmnażających się przez podział? Nie mówiąc już o ptasich obcych, żywiących się ludzkim cierpieniem?

Powiem wam, że ja też nie. A jednak to się jakoś wydarzyło, pod postacią dwunastego tomu Kronik Wampirów Anne Rice o wdzięcznym tytule „Prince Lestat and the Realm of Atlantis”. Mało tego, mam zamiar przekazać tę wiedzę dalej. Po części robię to dla waszej rozrywki… gdyż ta książka jest bardzo, ekhm rozrywkowa… ale nie tylko. W sumie to niesamowite, jak Anne Rice to zrobiła, że połączyła kicz i kamp godny Eda Wooda i „Morderczych klaunów z kosmosu” z naprawdę ciekawymi i inteligentnymi wątkami! Utopia Atlantydy stanowi właśnie jeden z tych ciekawych momentów. Aż zapragnęłam przyjrzeć się jej nieco lepiej, w cichej i trochę może naiwnej nadziei, że pomoże nam to wyobrazić sobie lepszą przyszłość. Poza tym niedawno natrafiłam na taką ciekawą myśl, że wyobrażenia utopii z danej epoki świetnie przedstawiają jej wartości – co wówczas uważano za dobre i słuszne. Czy przyglądając się Atlantydzie w ujęciu Rice odnajdziemy znajome nam wartości? To już chyba muszę pozostawić waszej ocenie. Aczkolwiek, oczywiście, nie powstrzymam się od własnego komentarza w tej kwestii.

Zanim jednak przejdziemy do rozkładania utopii na części pierwsze, warto by było chyba wprowadzić nieco kontekstu, w którym Rice ją osadziła. Poza tym podejrzewam, że część z was może sobie właśnie zadawać po cichu pytanie „ale jaki plastik z kosmosu?” (dojdziemy do tego w swoim czasie) i „czy ten tytuł Książę Lestat i Kraina Atlantydy to jakaś parodia?” (rozumiem wątpliwości, ale nie, to autentyk). Odpowiedzi na te pytania są… mniej więcej tak cudownie złe, jak sama powieść. Dlatego proponuję następujący układ tego wpisu: najpierw będzie wstęp z tak zwanym „lore” Kronik Wampirów, a potem już przejdziemy do samej utopii i tego, co można z niej ciekawego wyciągnąć. Umowa stoi?


Początek świata wampirów Anne Rice opisuje w ten sposób:

Na początku były duchy, niewidzialne istoty, które ujrzeć lub usłyszeć mogli tylko najpotężniejsi czarownicy i czarownice. Niektóre uważano za złe, inne chwalono jako dobre. Potrafiły odnajdywać zgubione przedmioty, szpiegować wrogów, a czasami wpływać na pogodę.

W pięknej wiosce na zboczu góry Karmel żyły dwie wielkie czarownice, Mekare i Maharet, które posiadały zdolność porozumiewania się z duchami. Jeden z nich, potężny Amel, potrafił w złośliwych figlach wysysać krew z ludzi. Jej drobne kropelki dostawały się do alchemicznej, tajemniczej istoty tego ducha, chociaż nikt nie wiedział, jak to się dzieje. Kochał on czarownicę Mekare i gotów był jej służyć na każde zawołanie. Darzył ją miłością za to, że żadna inna czarownica nie rozumiała go tak jak ona.

Pewnego dnia nadciągnęły hufce wroga – żołnierze potężnej egipskiej królowej Akaszy, która pragnęła posiąść tajemną wiedzę czarownic. Zła monarchini spustoszyła dolinę i wioski Mekare i Maharet i uprowadziła obie siostry do swego królestwa.

Rozwścieczony Amel, przyjazny duch Mekare, poprzysiągł królowej zemstę. Kiedy, zadźgana przez spiskowców z własnego dworu, padła na ziemię i konała, wszedł w nią, połączył się z jej ciałem i krwią i tchnął w nią nowe, przerażające życie. Tak oto na świecie narodził się nowy byt – wampir, krwiopijca.

Z krwi wielkiej królowej wampirzycy powstały w ciągu tysiącleci wszystkie inne wampiry, które poczynały się przez wymianę krwi.

[…] Wydarzyło się to przed sześcioma tysiącami lat.

Po dwóch tysiącleciach królowa Akasza i jej mąż, król Enkil, zamilkli i byli odtąd przechowywani przez starszych i kapłanów jako posagi w świątyni, ci bowiem, którzy ich strzegli, wierzyli, że w ciele Akaszy znajduje się Święty Rdzeń i że jeśli zostanie ona zniszczona, zginą wraz z nią wszyscy krwiopijcy na świecie.

(„Książę Lestat”, przekład: Jan Andrzejewski, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2014)

Jeśli ciekawią was dalsze losy Maharet, Mekare i Akaszy – chyba nie spodziewaliście się, że to będzie koniec ich historii, prawda? – odsyłam was do powieści „Wampir Lestat” i „Królowa Potępionych”. Tam przeczytacie resztę legendy „o pochodzeniu Krwi”, a także poznacie jej wpływ na współczesny wampirzy świat. Ja za to uzupełnię przytoczony fragment o pewne kluczowe informacje dla zrozumienia naszej utopii:

🩸 Okazuje się, że wspomniany w ostatnim akapicie Święty Rdzeń faktycznie istnieje. Co więcej, łączy on wszystkich krwiopijców dużo bliższymi więzami z parą protoplastów, niż by to było dla kogokolwiek wygodne. Na przykład: jeśli Akasza i Enkil wyjdą na słońce, może sami nie spłoną – ciała wampirów uodparniają się na jego działanie z wiekiem – ale jego promienie poczują wszystkie Dzieci Krwi na całym świecie. I tak, te młodsze i bliższe człowieczeństwu się od tego sfajczą. Każdy wampir ma w sobie cząstkę ducha Amela i to właśnie ona odpowiada za to powiązanie.
🩸 Warto przy okazji podkreślić ten aspekt uodparniania się z wiekiem. Im dane Dziecko Krwi (to nie ja wymyśliłam to określenie, okej?) żyje dłużej, tym jego ciało bardziej się zmienia. Staje się odporniejsze, twardsze, gładsze, bledsze. Nabiera też odporności: tysiącletnie wampiry mogą sobie wychodzić na słoneczko i się opalać, by zamaskować swoją nadnaturalną bladość. Okej, z wyjątkiem Akaszy i Enkila, z wiadomych powodów. Ale żarty na bok: istotą tej informacji jest to, że Amel jak najbardziej manifestuje się fizycznie. Nie jest tylko pragnieniem krwi, jest też czynnikiem, który transformuje ludzkie ciało w… coś innego.
🩸 W czasach „Wampira Lestata” i „Królowej Potępionych” uważano, że Amel utracił swoją świadomość, gdy połączył się z Akaszą. Nie było Amela, zostały po nim tylko nowe istoty.
🩸 Paręnaście tomów później, w powieści „Książę Lestat”, informacja ta okazuje się… Może nie tyle fałszywa, co nieaktualna. Te Święty Rdzeń, czyli po prostu Amel, zaczyna ponownie nabierać samoświadomości. A to stawia wampiry w… kiepskim położeniu. Wyobraźcie sobie, że wasza egzystencja zależy od ducha o emocjonalności rozpieszczonego i wkurzonego dwulatka. No właśnie.
🩸 W dużym skrócie, po wielu perypetiach ciężar ogarniania Amela spada na Lestata – między innymi stąd wziął się jego nowy tytuł księcia.
🩸 To nie jest istotna informacja z punktu widzenia mitologii, ale warto to wiedzieć. Im dalej w las Kronik Wampirów, tym bardziej widać, jak Anne Rice modyfikuje swój pierwotny pomysł na postać Lestata. Z antybohatera, czy wręcz złoczyńcy z pierwszych paru powieści, staje się on ukochaną przez wszystkich ikoną wampiryzmu, a potem namaszczonym księciem. W powieści „Książę Lestat” wariacje stwierdzenia „kocham Lestata” padają chyba z dziesięć razy, a każdy kolejny wywoływał we mnie coraz dłuższy wybuch śmiechu. Wszyscy kochają Lestata. To wśród fanów Anne Rice jest już niemal jak mem.

Tak wygląda świat Dzieci Krwi w 2016 roku, cztery lata po premierze „Księcia Lestata” i dwa po wydaniu tej powieści po polsku. A tu nagle bach! Na rynku ukazuje się „Prince Lestat and the Realm of Atlantis”, cały na czarno, i zrzuca na wampirzy fandom bombę:

TO NIE JEST TAK, JAK WAM SIĘ WYDAJE!

Bomba dotyczy przede wszystkim przeszłości Amela Jak się dowiadujemy, Amel nie był byle duchem. Dwanaście tysięcy lat temu był sobą, zwykłym chłopakiem z jakiegoś niezbyt przyjemnego plemienia na północy. Wyróżniał się wyglądem, więc złożono go w ofierze bogom. Coś jednak poszło nie do końca zgodnie z planem: zamiast bogów zabrali go kosmici. Obcy ulepszyli jego ciało czyniąc je nieśmiertelnym i super odpornym na wszystko, wykształcili go w swojej kosmicznej wiedzy i wysłali z powrotem, by im służył. Amel jednak stwierdził, że absolutnie nie ma mowy, bo te istoty nie są dobre i nie pragną dobra ludzi. (Tu miał rację). Zamiast tego wykorzystał swoje nowe dary, zdolności i wiedzę i… stworzył utopię. Miasto Atalantaya. Atlantydę.

Tak, wiem, jak to brzmi. Mimo to uważam, że jest to nieironicznie jedna z fajniejszych powieści w cyklu. To nie znaczy, że jest najlepsza… albo w ogóle dobrze napisana… ale jest fajna. Między innymi ze względu na projekt utopii proponowany przez Rice.

Tutaj przerwę narrację, bo chcę zwrócić uwagę na jedną rzecz spoza diegetyki świata przedstawionego (albo mówiąc po fandomowemu, na poziom meta). Można się spierać, czy odczytywanie tekstów kultury przez biografię i poglądy autorów jest na pewno najbardziej wartościowe. Ostatecznie koncepcja „śmierci autora” nie powstała bez powodu, prawda? Jednak za każdym razem, gdy czytam Kroniki Wampirów, mam takie poczucie, że oczywiście, czytam książki, ale też mam do czynienia z czymś bardzo osobistym dla autorki. Zresztą nie jestem w tym poczuciu osamotniona: w fandomie powszechnie się uważa, że „Wywiad z wampirem” to reakcja, albo wręcz autoterapia, po śmierci jej czteroletniej córki. W późniejszych powieściach ten wpływ jest może mniej oczywisty… Ale czy ja wiem? Jakoś zawsze miałam wrażenie, że wiem, kiedy Rice przekazywała ustami postaci swoje bieżące przemyślenia. A w „Prince Lestat and the Realm of Atlantis” to już nie było tylko wrażenie. Po prostu każda linijka z opisu utopii aż kapała tym przekonaniem „to jest dobre i to jest właśnie kierunek, w którym powinien podążać świat”. Dlatego piszę o tym, że jest to jej utopia, nie utopia wampirów czy też postaci z powieści, które o niej opowiadają. (To tak zwane Replimoidy, wspomniana we wstępie wariacja Rice na temat replikantów. Nie zdradzę nic więcej. To trzeba przeczytać samej).


I teraz WRESZCIE czuję, że mogę przejść do interesującego mnie tematu.

Jak wyglądała Atalantaya? Czym jest utopia według Anne Rice, w 2016 roku?

Czy jest to utopia, do której faktycznie chcielibyśmy aspirować?

Przekonajmy się.

1. Geografia

Atalantaya to właściwie nazwa futurystycznego miasta, znajdującego się w bliżej nieokreślonej lokacji na południowej półkuli ziemskiej. Składało się ono głównie z wieżowców, a ludzie poruszali się po nich dzięki takim udogodnieniom jak windy, ruchome schody i lewitujące, samoprowadzące się platformy. Poza tym jednak zaskakująco przypomina współczesne metropolie, choć oczywiście jest czystsze i ładniejsze. Wiele z udogodnień, które znamy dzisiaj, było obecnych już w Atalantayi: światło, dostęp do wody, urządzenia telekomunikacyjne wkomponowane w biżuterię i ubrania.

Metropolię otaczał las (deszczowy?) zwany Dziczą – The Wilderness. Jak można się domyślić po nazwie, las ten był… dziki, a życie w nim nie miało wiele wspólnego z filmami science-fiction. Warto zwrócić uwagę na fakt, że między Atlantydą a Dziczą nie istniała żadna wrogość. Atalantaya częściowo odgradzała się od swego otoczenia, ale to nie znaczy, że była zamkniętą enklawą dla wybranych, a cała reszta cierpiała w głodzie i nędzy.

Po pierwsze: ludzie z Dziczy mieli wstęp do miasta raz na dwa miesiące, w czasie Festiwalu Mięs. Dochodziło wtedy do wymiany dóbr materialnych i kulturowych (Dzicz miała na przykład fajnych muzyków).

Po drugie: Atalantaya zapraszała uzdolnionych lekarzy i inne obiecujące jednostki do miasta, oferując edukację i pracę. Wbrew temu, czego nauczyły nas dystopijne książki i filmy, to nie była oferta-pułapka: jeśli ktoś nie chciał zostać tam na zawsze, mógł spokojnie wrócić do Dziczy i potem próbować do Atalantayi wrócić – dużo zależało od dostępności miejsc i pracy.

Wreszcie po trzecie: to odgrodzenie nie wynikało z żadnej wrogości ani uprzedzeń. Nie wyjaśnię go teraz, bo to ważny element fabuły, ale nie aż tak ważny dla samej koncepcji utopii, by psuć niespodziankę. Działania Amela wskazywały na to, że chętnie objąłby swoją pieczą całość Dziczy, tylko nie miał jeszcze do tego odpowiednich środków.

Owszem, trzeba przyznać, że w takiej sytuacji nie można tutaj mówić o równej dystrybucji dóbr. Ale i tak ta atmosfera zaufania i współpracy pomiędzy społecznościami prowadzącymi zupełnie różne style życia mnie zachwyca. Nie jest to może mój ideał, ale… I tak podoba mi się ta wizja.

2. System pracy

Ludzie w Atalantayi, jak również w Dziczy, pracowali w systemie zmianowym. I chociaż praca trwała całą dobę, to sam dzień pracy pojedynczego robotnika trwał… Tylko cztery godziny. „Po tych czterech godzinach ludzie spędzali czas tak, jak zawsze to robili i zawsze będą: na pracy nad własnymi projektami, uczeniu dzieci, gotowaniu, wspólnych posiłkach, grach, rękodziełach takich jak wytwarzanie glinianych garnków, wyplatanie koszy, i szyciu ubrań”, opowiada Anne Rice ustami jednej z Replimoidów. „Ludzie uważali pracę za cztery godziny za dobrą i godną. Podziwiali tych, którzy pracowali co najmniej sześć dni z rzędu, zanim nacieszą się dniem wolnym od pracy. Mówili, że takie są właśnie zwyczaje Atalantayi”.

To właśnie był jeden z tych momentów, gdy to poczucie „Rice przemawia ustami swojej postaci” wyjątkowo się nasilało. Koncept pracy przez cztery godziny dziennie nie był wyłącznie przelotną wzmianką w innej, większej opowieści. Wręcz przeciwnie, postać wychwalała go przez trzy bite akapity. A potem jeszcze chyba do tego wracała później. Przepraszam, ale no, nie poświęca się tyle pisarskiej uwagi czemuś, co uważa się za nieistotne. Tak przynajmniej mi się zdaje. Może koleżanki-pisarki fikcji chciałyby tu się podzielić swoim doświadczeniem.

Jeśli zaś chodzi o samą ideę pracy w czterogodzinnych zmianach – gdy dotarłam do tego fragmentu, w mojej głowie od razu zaświeciły się skojarzenia z książką „Pracą bez sensu” (w oryginale nieco mniej cenzuralne Bullshit Jobs). Nie streszczę tutaj całej książki, choć bardzo ją polecam, ale chyba każdy z nas instynktownie czuje, co oznacza to określenie. Dla mnie kryje się w tym cała paleta skojarzeń: dupogodziny, biurokracja, powtarzanie jakiejś czynności kilka razy, produkowanie czegoś, co od razu pójdzie do kosza, naprawianie czegoś, czego nie trzeba naprawiać, poczucie bezsensu… Czterogodzinny dzień pracy może nie rozwiązałby wszystkich tych problemów, ale część na pewno. Można na przykład gdybać, czy ograniczenie zmiany do czterech godzin nie wytworzyłoby zapotrzebowania na więcej stanowisk „niezbędnych” i specjalistycznych. Wtedy więcej ludzi mogłoby utrzymywać się z sensownych prac, nie musieliby iść do korpo-krzaków i robić rzeczy nie wiadomo po co i nie wiadomo dla kogo…

Dodam jeszcze, że w mieście Amela te cztery godziny pracy w pełni wystarczały na utrzymanie obywateli miasta. Jeśli ktoś zabiera się teraz za pisanie komentarza, że jest to nierealistyczne, przypominam nieśmiało, że omawiam utopię. One z założenia nie muszą być realistyczne 😉 A z drugiej strony, wydaje mi się, że taki system móglby zaistnieć, gdybyśmy kolektywnie traktowali pracę bardziej jako służbę społeczną niż sposób na przeżycie. Oczywiście wtedy kwestie utrzymania trzeba by było rozwiązać inaczej (dochód podstawowy?). Nie umiem wskazać konkretnego fragmentu, ale wydaje mi się, że tak właśnie działała Atalantaya – bardziej na zasadzie służby ku pomnażaniu ogólnej obfitości.

3. Dieta

Żywności w Atalantayi nigdy nie brakowało – stan, który na wiele tysięcy lat uległ później zapomnieniu. W mieście obowiązywała dieta warzywno-owocowo-rybna. Wyjątek czyniono podczas Festiwali Mięs – święta, które odbywało się co dwa miesiące. Jak można się domyślić, wówczas do Atlantydy trafiała jagnięcina i ptactwo z Dziczy. Festiwal Mięs trwał około tygodnia i był okazją do karnawału dla całego miasta, ze wszystkimi cielesnymi przyjemnościami powiązanymi z karnawałem.

Dygresja: o ile dobrze pamiętam, w Dziczy ograniczenia dietetyczne nie występowały, albo przynajmniej nie były aż tak ścisłe. Trudno się zresztą dziwić, bo jak już wcześniej wspomniałam, nazwa okolic Atalantayi nie została im nadana na wyrost i hm, no nie zawsze było tam tak łatwo przeżyć.

Pomimo tego zastrzeżenia Rice zdaje się wyraźne promować ograniczenie konsumpcji mięsa. Może się to wydawać trochę ironiczne w powieści o wampirach, ale jakoś nie psuje mi to przekazu. Sama idea diety elastycznej, prawie wręcz wegetariańskiej, zdaje mi się… wybitnie zgodna z duchem czasu, prawda? Obecnie przecież coraz więcej osób uznaje wegetarianizm i weganizm za dietetyczny ideał, do którego warto dążyć ze względów ekologicznych i moralnych. Osobiście też uznaję ten ideał, choć z konieczności muszę go trochę niuansować (ja i moja rodzina mamy jakiegoś pecha do ograniczeń dietetycznych).

4. Obyczaje

Być może fragment o „karnawałowych przyjemnościach ciała” już wam podpowiedział, że społeczeństwo Atalantayi nie charakteryzowało się pruderią. Znajdowało to swoje odbicie również w kwestiach obyczajowych i rodzinnych. Rice wspomina, że w metropolii Amela dominowały związki poliamoryczne, a ludzie swobodnie schodzili się i rozstawali, zgodnie z tym, co dyktowały im serca. Rice wspomina też o związkach jednopłciowych i queerowych, ale wspomina to tak mimochodem, jakby to było OCZYWISTE, że panuje absolutna równość i nikt nie jest dyskryminowany za orientację. Podobnie sprawa ma się z równouprawnieniem płci – w paru miejscach zaznaczono, że w różnych miejscach pracowali „mężczyźni i kobiety”, a narratorka opowieści o Atlantydzie, Replimoidka Kapetria, nie wspomina nic o jakichkolwiek przejawach dyskryminacji. Owszem, po zakończeniu tego rozdziału miałam poczucie, że w Atalantayi panuje równouprawnienie, ale to też jest bardziej kwestia „oczywistych” założeń tego fragmentu niż konkretnych opisów.

Cóż, być może tak właśnie wygląda stosowanie queernormatywności w praktyce pisarskiej.

Przechodząc bardziej do kwestii rodzinnych: w całej powieści ani razu nie pada słowo „małżeństwo” (marriage) czy „poślubieni” (married). Wnioskuję, że tego rodzaju instytucja nie odgrywała w Atalantayi większej roli. Dzieci były wychowywane bardziej w sposób „wioskowy”* – angażowało się w to wiele osób, nie tylko samotni rodzice z typowej rodziny nuklearnej. Wynotowałam też, że istniały różnego rodzaju szkoły dla dzieci, oferujące wiele różnych ścieżek edukacji. Anne Rice jednak nie zajmowała się tym aż tak szczegółowo, jak na przykład dietą.

[*Odwołuję się tutaj do angielskiego powiedzenia „potrzeba wioski do wychowania dziecka”.]

Odnotowała za to, że ludzi starszych w Atalantayi bardzo szanowano i zawsze ich słuchano, gdy chcieli coś opowiedzieć. Jakoś mnie to rozczuliło 🙂

Przy spisywaniu tych – rozrzuconych po całym rozdziale – informacji naszła mnie luźna refleksja na temat płynności pojęć dobra, zła i wartości. Przecież w klasyce powieści antyutopijnej, „Nowym wspaniałym świecie”, Huxley przedstawił luźne podejście do relacji seksualnych jako jednoznaczny dowód na zgniliznę systemu. Wystarczyło osiemdziesiąt pięć lat i co? Znana na całym świecie pisarka przedstawia to jako jeden z czynników tworzących utopię. Niby nie jest to jakaś bardzo oryginalna obserwacja, a jednak za każdym razem działa na mnie tak samo: wywołuje mentalny odpowiednik zawrotu głowy nad przepaścią. Ale to dobrze. Świadomość tego, jak bardzo jesteśmy dziećmi swoich czasów, bardzo pomaga na przerost ego.

5. Filozofia

Obyczajowość Atalantayi jest jednym z przejawów filozofii jej twórcy, Amela. Pod pewnymi względami to może być najbardziej kontrowersyjna i prowokująca dyskusję element naszej utopii. Znam wiele osób, które po prostu wyśmiałyby przemyślenia Amela… Choć osobiście mam wrażenie, że Rice bardzo identyfikowała się z nią w trakcie pisania. Ale o tym wspominałam już wcześniej. Cóż ciekawe, czy mam rację, czy też może odzywa się tutaj jakiś wdrukowany pesymizm odnośnie ludzi.

Nie opiszę tego lepiej niż zrobi to sama powieść. Zamieszczam krótki cytat w tłumaczeniu własnym.

„Badaliśmy tych ludzi.

I wszędzie, gdzie się udawaliśmy, widzieliśmy niezmienną, upartą obsesję „uczciwości” [ang. fairness]. […] Uczciwość, sprawiedliwość, słuszność. Gatunek [ludzki] instynktownie rozumiał uczciwość, a to przekładało się na coś, co dziś nazwałabym altruizmem, widocznym w wielu obszarach życia. Innymi słowy, lydzie byli gotowi na poświęcenia dla innych ludzi; ludzie byli gotowi narażać swe bezpieczeństwo i życie w walce z tymi, których postrzegali jako ciemiężycieli; ludzie byli gotowi bronić tego, w co wierzą, nawet jeśli to oznaczało, że zostaną zaatakowani”.

Anne, to miłe, że myślałaś o nas tak pozytywnie. Pewnie wiedziałaś, że dyskurs o wrodzonym egoizmie ludzi jest nieco bardziej popularny, a mimo to pisałaś o tym, co w nas dobre. Dzięki.

6. Policja

Nawet najbardziej pozytywna opinia o ludziach nie zmieni jednak faktu, że czasem do głosu dochodzi też ciemniejsza strona naszej natury. W Atalantayi też dochodziło do przestępstw, choć mówiono o tym niechętnie. Sprawcy jednak zawsze byli sprawnie powstrzymywani przez… No właśnie, jak to nazwać? Strażników porządku.

Aha! Ktoś mógłby teraz zakrzyknąć. Zaraz ta twoja utopia pokaże swoje prawdziwe, zgniłe oblicze! Ale chyba tak nie będzie? Nie jestem pewna? Przyznam, że pomysł Rice na policję trochę mnie skonfundował i nie mam pojęcia, czy to by się sprawdziło w naszym świecie.

W mieście Amela nie istniała policja jako osobna instytucja. Gdy dochodziło do zakłócenia porządku publicznego, interweniowali specjalnie przeszkoleni ludzie, którzy na co dzień zajmowali się zupełnie czymś innym. Mogli być nauczycielkami, sprzątaczami, naukowcami, sklepikarkami. W razie potrzeby zakładali specjalne, świecące identyfikatory, i ruszali na pomoc. Tych „ukrytych policjantów” było na tyle dużo, że każda taka interwencja przebiegała bardzo szybko. Przestępca kończył aresztowany, a co się z nim potem działo… Prawdę mówiąc nie przypominam sobie, by to zostało opisane. Może sądownictwo działało na podobnej zasadzie? A może sądy i tak istniały, do rozstrzygania sporów cywilnych? Nie wiem, nie pamiętam. Kluczową informacją z fragmentu o prawie i porządku miało być przesłanie „nie potrzebujemy policji jako instytucji”.

Z jednej strony hasła o rozwiązaniu głoszą m. in. aktywiści Black Lives Matter. Defund the police, 1312, i tak dalej. Bez wątpienia ten element propozycji Rice trafi do wszystkich, którzy niesłusznie cierpieli i cierpią przez instytucje porządkowe. Nie ukrywam jednak, gdy przeczytałam o tych „strażnikach”, którzy pojawiają się znikąd, pierwsze moje skojarzenie pomknęło ku dystopijnym wizjom wiecznej inwigilacji… Zwłaszcza gdy parę zdań dalej pojawiła się informacja, że tego rodzaju „policja” jest obecna i działa w całej Dziczy. Jakoś tak nagle zapachniało autorytaryzmem albo i czymś gorszym z wieżowca Amela, hm? Czy tylko mi się zdaje? Sama już nie wiem.

7. Energia i materiały

Wszystko fajnie i pięknie, ale pozostaje jedna zasadnicza wątpliwość: na czym właściwie ta cała utopia się opiera? Przypominam, że Atalantaya przypominała miasta współczesne, ze wszystkimi ich udogodnieniami. Mało tego, platformy służące za środek transportu miejskiego wciąż jeszcze pozostają dla nas wizją przyszłości. A wszystkie te udogodnienia: lampy, pralki, prysznice, platformy, komunikatory w bransoletkach… Wszystko to wymaga zasilania.

Skąd ten cały system miejski czerpał energię?

Tutaj dochodzimy do najciekawszego, najbardziej utopijnego i – o dziwo – najbardziej powiązanego z wampiryczną historią sekretu Atlantydy. W trakcie opowieści stopniowo poznajemy tajemnicze materiały, z którego zbudowane są budynki, pojazdy, schody, drogi… Praktycznie wszystko, włącznie z częścią zastawy stołowej i ubrań. Tajemnicze substancje charakteryzowały się perłowym połyskiem i wytrzymałością. Wiele z nich było też półprzezroczystych.

Wszystkie te substancje Amel określał jako luracastria.

Każda cząstka luracastrii pobierała energię słoneczną.

Każda. Tak, nawet ta w misce i ubraniach.

Gdybyśmy mieli taki materiał… Teraz…

Nie wiem, czy to, co czuję myśląc o wszystkich możliwych implikacjach czegoś takiego to bardziej rozmarzenie czy ryk tęsknoty. Inna rzecz, że niekoniecznie potrzebujemy AŻ luracastrii, wystarczyłoby pójść w to, co już można w miarę osiągnąć. Ale dobra, jeszcze chwila i zacznę znowu pisać o solarpunku 🙂

Okej, a w jaki sposób luracastria wiąże się z historią Kronik Wampirów? Już mówię, tylko uprzedzam: to jest ten moment, kiedy z autentycznie ciekawej wizji utopii wpadamy w, hm… Przebogatą i nieco kampową wyobraźnię Anne Rice. Ekhm. Materiały znane pod tym mianem to grupa sztucznie stworzonych polimerów, które Amel odkrył badając własne, ulepszone ciało po porwaniu przez kosmitów. Odkrył, ze to właśnie luracastria odpowiada za jego nieśmiertelność, odporność na choroby i starość. W jakiś sposób wyciągnął próbkę polimeru i zaczął prowadzić na nim eksperymenty, dostosowując go do różnych celów i zastosowań.

Gdy Atalantaya uległa zniszczeniu (to chyba nie jest spoiler, co? Atlantyda musi ulec zniszczeniu, to część tego archetypu…), dusza Amela trafił do eteru, gdzie żyły i inne duchowe istoty. Co prawda przez traumę wywołaną katastrofą Amel zupełnie zapomniał, kim był i jak żył wcześniej, ale jednak przetrwał. A wraz z nim przetrwała luracastria. Może to wydawać się dziwne, ale według Amela (Rice) dusza jest wytworem biologicznym ciała, więc… Wiecie, wewnątrz tego rozumowania to ma sens. I jak pewnie część z was się domyśla, cudowny polimer z kosmosu trafił również do ciała Akaszy, gdy Amel się z nią połączył.

Czyli to luracastria odpowiada za przemianę ciał wampirów, zmianę ich struktury oraz (do pewnego stopnia) wyglądu. A także za ich rosnącą odporność. Po przemianie wampiry nabierają coraz więcej cech kosmicznego plastiku.

Tak, ta książka jest… oględnie mówiąc dziwna. Naprawdę dziwna.


Jeśli chodzi o utopijne zapędy Anne Rice, to by było chyba na tyle. Osobiście nie czuję się w stu procentach przekonana do tej wizji, ale solidne 90% wydaje mi się co najmniej atrakcyjne. Zwłaszcza motyw idealnego materiału, który będzie zasilał wszystko, wprawia moje solarpunkowe serduszko w drżenie. Ciekawa jestem, czy inni czytelnicy identyfikują się z wizją przedstawioną pod postacią Atlantydy? Naprawdę ciężko jest mi to sprawdzić, bo…

No właśnie, na zakończenie chciałam wyrazić pewien żal związany z tym, że „Prince Lestat and The Realm of Atlantis” stosunkowo zaginęły w fandomowej świadomości. Prawie nie ma z niej fan artów, ciężko trafić na jakiekolwiek dyskusje na jej temat (poza tumblrem, ale tumblr głównie memuje na temat tych Bardzo Złych elementów), artykuły na Wiki są bardzo okrojone… Zresztą co ja tu się rozdrabniam. Nawet nie przetłumaczono tej książki na polski! A przecież Rice jest znana, to nie powinno być problemem! Halo, co tu się stało?

Niestety obawiam się, że po części odpowiada za to poprzedni tom, „Książę Lestat”, który jest… wiadomo, opinie rzecz subiektywna, ale naprawdę ciężko mi go inaczej określić niż „bardzo zły”. Nie chodzi nawet o samą fabułę, ta miała potencjał, ale coś się skiepściło przy przekładaniu jej na prozę. Trzy czwarte powieści to sceny, gdzie różne grupy wampirów siedzą i gadają. A bynajmniej nie są to tak porywające rozmowy, jak tytułowy wywiad z wampirem z pierwszego tomu… Nie. Siedzenie i ględzenie. Zmiana perspektywy. Siedzenie i ględzenie. Zmiana perspektywy. Dopiero na końcu zaczyna się jakakolwiek inna aktywność.

Z tego, co wiem, wiele fanek zareagowało na lekturę podobnie do mnie, tzn. westchnieniami „Boże, jakie to słabe”. Mnie to nie zniechęciło do lektury kontynuacji z Atlantydą w tytule, ale… Okej, przyznam się, że spodziewałam się czegoś „tak złego i głupiego, że aż będzie dobre”. Co ciekawe, dostałam to tylko po części. Bo „Prince Lestat and the Realm of Atlantis” naprawdę ma dobre, prowokujące do myślenia elementy. W tym wpisie chciałam właśnie przedstawić jeden z nich. A że przeplatają się z pomysłami typu kosmiczny plastik, w ogóle kosmici i groteskowe rozmnażanie przez podział… No cóż. Nawet jestem skłonna uznać to za urok tej książki. Ale i tak dziko się śmieję ze wszystkich memów na tumblrze na jej temat.

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s