BARDZO NA SZYBKO: CRONENBERG I JEGO ZBRODNIE PRZYSZŁOŚCI

Uparłam się, że zobaczę nowy film Cronenberga w kinie. Nie wiem, czemu mi tak na tym zależało do końca, ale czekałam cierpliwie na ogłoszenie polskiej premiery, potem na datę premiery, a wreszcie – na znajomych, z którymi planowaliśmy seans. Nie ściągnęłam filmu (choć był dostępny), prawie nie czytałam recenzji. Aż w końcu nadszedł Ten Dzień.

Na szczęście jestem usatysfakcjonowana tym, co zobaczyłam. Rozczarowanie po tak intensywnym czekaniu byłoby jeszcze bardziej bolesne (haha) niż zwykle.

Trochę się obawiałam, czy wytrzymam seans pod względem fizycznego obrzydzenia. Doszły do mnie anegdotki o rzyganiu w kinie, i nie mówię tu o pokazie w Cannes, tylko o zwykłych polskich kinach. W związku z tym spodziewałam się nie wiadomo jakich obrzydliwości, a tymczasem… Nie było tak źle. To znaczy okej, mocno zaatakował mnie refluks, a moją znajomą szczęka rozbolała od zaciskania. Ale i tak uważam, że mogło być gorzej, i piszę to z perspektywy osoby dość brzydliwej.

W często powracających obrazach rozcinanego ciała najbardziej kontrowersyjny wydał mi się widoczny w pewnym momencie dziecięcy penis. Mam szczerą nadzieję, że w tej scenie Cronenberg położył na stole kukłę a nie aktora. Głównie względu na dobro psychiczne samego aktora: jak by się z tym czuł za 10-20 lat?

Ale zostawmy już aspekt kontrowersji. Od strony formalno-estetycznej film niezmiernie przypadł mi do gustu. Każdy element miał sens i dokładał swoją cegiełkę do niepokojącej atmosfery: sceneria opuszczonych, na wpół zrujnowanych Aten, gotycko-organiczny design technologii, kontemplacyjna muzyka Howarda Shore’a. Myślę, że Zbrodnie przyszłości powinien przypaść do gustu fanom przestrzeni liminalnych: w całym filmie nie było chyba ani jednego miejsca, które by wyglądało jak „normalna” przestrzeń prywatna lub publiczna. Nawet domy bohaterów wydawały się jedynie przystankami w drodze gdzieś dalej.

Jeśli chodzi o wrażenia wizualne, to w sumie z mojej strony tyle. Co innego z fabułą…

W recenzjach, których usilnie starałam się nie czytać przed seansem (XD) dość często padały sformułowania w rodzaju „ach ten Cronenberg, znowu wraca do swoich ulubionych motywów”. Jeden krytyk nawet – nazwiska w tej chwili nie pomnę – uczynił z tego zarzut, pisząc, że Zbrodnie przyszłości nie odpowiadają na problemy i potrzeby dzisiejszych czasów, i przez to są swego rodzaju przeżytkiem. Cóż, o ile nie sposób zaprzeczyć, że kanadyjski reżyser często eksplorował motywy modyfikacji ciał i body horroru, o tyle z tym rzekomym brakiem odpowiedzi na współczesne problemy… Hm. Chyba nie oglądaliśmy tego samego filmu 😉 Obraz Cronenberga można zinterpretować na różne sposoby, za każdym razem zanurzone w jak najbardziej współczesnych dyskursach.

[UWAGA, SPOILERY]

Na początek podzielę się queerową interpretacją, której – niestety – nie wymyśliłam sama, zrobił to mój narzeczony po wyjściu z kina. Otóż przedstawienie osoby, wewnątrz której rodzi się coś nowego, zmieniającego ciało i jego postrzeganie, nie jest jakoś bardzo odległe od przeżyć osób LGBT+, z naciskiem na literę T. Cronenberg przedstawia kilka strategii radzenia sobie z tym poczuciem: jedni korzystają z operacji, by wyrazić zmiany w postrzeganiu siebie lub pokazać swoje nowe „piękne wnętrze” światu. Inni – jak grany przez Viggo Mortensena główny bohater, Saul – próbują im zapobiec. Czy performance Saula stanowiłby w takim razie wyraz zinternalizowanej transfobii? Ostatecznie widzowie się przekonują, że ten opór przed rodzącą się zmianą jest nie tylko daremny, ale też kontrproduktywny; wypieranie siebie przynosi tylko ból i chorobę.

Ale też nie trzeba schodzić do odczytań metaforycznych i transpłciowych/humanistycznych, żeby dostrzec inne, bardzo aktualne przesłanie filmu. W zasadzie jest ono wprost wpisane w fabułę Zbrodni przyszłości.

[UWAGA: NAPRAWDĘ GŁĘBOKIE SPOILERY]

Bo co właściwie jest kluczowym zwrotem akcji w całym filmie? Tym elementem fabuły, o którym recenzentki nie piszą, żeby nie zepsuć nikomu elementu niespodzianki?

Przemiana ludzi w plastikożerców.

Jedna z postaci mówi wręcz to wprost, żeby na pewno nikt nie przegapił: jedzenie plastiku może uratować planetę. I ludzkość przy okazji. Czy nie jest to bezpośrednie nawiązanie do obecnego stanu planety? Do plagi wszechobecnego mikroplastiku? Gór śmieci w krajach tak zwanego trzeciego świata? Do zanieczyszczenia produktami ubocznymi produkcji tworzyw sztucznych? Do katastrof w rodzaju wycieku ropy z Zatoce Meksykańskiej?

Ten aspekt wizji Cronenberga wcale nie pochodzi z przyszłości czy też wyobraźni. To się dzieje tu i teraz, podobnie jak próby hodowania bakterii i grzybów, które ten cholerny plastik i toksyny by zeżarły. Skok myślowy do koncepcji „to może przystosujmy ludzkie ciała do konsumpcji tworzyw sztucznych” nagle nie wydaje się tak odległy. Trochę trudniej jest mi uwierzyć, że ludzkie ciała samoistnie by wytworzyły odpowiedni mechanizm, tak jak miało to miejsce w przypadku Breckena i samego Saula. Ale na czas filmu uwierzyłam w to bez problemu, a ostatecznie o to w tej całej magii kina chodzi.

plakat

To znaczy tak. Może wybiegam trochę za bardzo naprzód, ale jestem przekonana, że o to właśnie chodziło w zakończeniu filmu. Rząd i policja* trzymają się konserwatywnej wizji człowieczeństwa. Próbują zapobiec spontanicznej ewolucji ludzi w plastikożerców, tuszują i cenzurują wszystkie informacje na ten temat… Ale ona wciąż zachodzi. Właśnie ona była „chorobą”, która dręczyła Saula: jego organizm próbował się przestawić na nowy sposób odżywiania. I gdy w końcu Saul na to pozwolił, poprzez zjedzenie plastikowego batonika, dopiero to przyniosło mu ulgę, zdrowie i wyzwolenie.

*Prawdopodobnie w ścisłym sojuszu z LifeFormWare, jedyną korporacją, która zdaje się rozkwitać w tym świecie dzięki produkcji medycznego sprzętu. Nic dziwnego, że serwisantki zabijały plastikożerców i osoby przychylne ewolucji: firma zarabiała na utrzymywaniu status quo. Zupełnie nie tak, jak w świecie rzeczywistym… (Sarkazm).

Tutaj rodzi się kluczowe pytanie odnośnie filmu; pytanie, które towarzyszy mi od momentu wyjścia z kina. Czym właściwie są tytułowe zbrodnie przyszłości? Czy chodzi o przemiany tradycyjnie rozumianego człowieczeństwa… Czy też o rządowo-policyjne próby powstrzymania tych przemian?

I jeszcze dorzucę dodatkowe pytanie, na które odpowiedź już nie jest tak oczywista. Czy gdybyście mogli w ten sposób uratować środowisko, zgodzilibyście się jeść plastik? Czy też taka przemiana wymagałaby jego ciągłej produkcji, zmiany planety w syntetyczną kulkę?

Nie wiem, jak wy, ale ja bardzo lubię kino, które prowokuje do takich pytań.

PS. „Bardzo na szybko”, bo 95% tej recenzji napisałam na telefonie, z czego połowę po seansie, o pierwszej w nocy. Mam nadzieję, że nie przegapiłam żadnej kompromitującej literówki.

PS2. Rzucę odważną tezą, że Zbrodnie przyszłości są dużo bardziej solarpunkowe w treści, niż Yang, Mimo że w polskich recenzjach tego drugiego tytułu słowo „solarpunk” jest rzucane na prawo i lewo. Ale to temat na osobny tekst…

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s