ROZKMINY O (NIE)STARZENIU SIĘ

[treścioostrzeżenie: trochę bardziej osobiście i chaotycznie niż zwykle, chyba]

W tym roku bardzo wielu z moich kolegów i przyjaciółek kończy trzydzieści lat. Nie jestem do końca pewna, czemu utarło się, że akurat 30 to TA STRASZNA GRANICA – w tej chwili wyniki googlowania starają się mnie raczej przekonać, że nie ma się absolutnie czego obawiać. Co trochę wywiera odwrotny efekt, bo wygląda na zbiorowe zaklinanie rzeczywistości ^_^” No ale jakoś się tak utarło i faktycznie, dużo osób, również wokół mnie, jakoś to przeżywa. Ja akurat ten próg mam już za sobą (o nie, wydało się, jestem stara i niecool), ale przeżycia znajomych osób i rozmowy z nimi przypominają mi moje własne odczucia. Zwłaszcza, że często pojawia się w nich jeden motyw, znany mi z autopsji: swojego rodzaju zaskoczenie, że w ogóle dożyliśmy tego wieku i musimy się zmagać z takimi kryzysami.

W sumie to dość dziwne, jak się na to spojrzy z boku. Dlaczego ktokolwiek urodzony w latach 90., gdy średnia długość życia wahała się w zakresie 65-80, a w latach 2010. wskoczyła wręcz w widełki 70-85, miałby się spodziewać zejścia przed trzydziestką? Jeszcze mogłabym zrozumieć oczekiwania co do późniejszego etapu życia; jak to elokwentnie ujął jeden z moich znajomych „lol, jakie 60 lat, umrę wcześniej w wojnie o wodę”. Ale póki co wody o wojnę jeszcze w Polsce nie ma (i oby długo nie było), a zresztą umówmy się, lęki klimatyczne i środowiskowe jednak nie są z nami aż tak długo, by wpłynąć na oczekiwania ludzi około trzydziestki. Tak mi się przynajmniej wydaje. Naturalnie, obecna młodzież żyje już w innej sytuacji i tutaj ten wpływ wydaje się wybijać dużo bardziej.

Okej, skoro nie chodzi o wątki społeczno-polityczne, to chyba zostaje kultura. Im dłużej o tym myślę, tym bardziej dochodzę do wniosku, że popularna kultura – zwłaszcza z okresu, gdy późni millenialsi dorastali i byli młodymi dorosłymi – jest totalnie przesycona idealizacją śmierci. Czasem ciężko jest to poczucie zlokalizować, ale takim dość uniwersalnym przykładem wydaje mi się (nie)sławny Klub 27. Sama potrzeba wyszukania takiego wzorca świadczy moim zdaniem o pewnej, hm, tendencji do podkreślania, jak to młodzi ludzie zjawiskowo umierają. Historie o śmierci za młodu pojawiają się też w filmach (na przykład „Przekleństwa niewinności”), w muzyce (Emilie Autumn, „The Downward Spiral” Nine Inch Nails… Swoją drogą, ten album wyszedł, jak Trent miał 29 lat, co koreluje trochę z tematem kryzysu trzydziestkowego), w sztuce (OFELIE)… Wymieniam tutaj przykłady z mojego podwórka zainteresowań, ale jestem pewna, że poza nim też jest tego trochę, albo i więcej.

[Dygresja: obecnie coraz częściej takie treści się kwalifikuje jako problematyczne, swoją drogą. Ciekawe, jak to się odbija na młodzieżowym zeitgeiście. Nie będę udawała, że wiem, ale jak ktoś z was chciał_a_by się podzielić jakimiś wrażeniami w tym zakresie, to wiecie, bardzo chętnie wysłucham!]

W przypadku osób socjalizowanych na jakimkolwiek etapie do roli kobiecej dochodzi jeszcze fakt, że jeśli chodzi o jakąkolwiek obecność star(sz)ych kobiet – Google uparcie poprawiało moje dość stanowcze „old” na łagodniejsze „older” – w kulturze, to jeszcze do niedawna było z tym cienko. Mona Chollet pisała dużo o wykluczaniu starszych kobiet z publicznego dyskursu, o tym, jak stary mężczyzna wygląda dostojnie i hot, a stara kobieta… Lepiej, żeby się usunęła „z godnością” ze sceny. O ile pamięć mnie nie myli, Chollet skupiała się głównie na przykładach z „prawdziwego” świata: politykach, aktorach, etc. Jako że ja spędzam większość czasu w światach fikcyjnych (taka praca), to w pierwszym odruchu sięgam albo do literatury i popkultury. No i jeszcze nie tak dawno temu można było odnieść wrażenie, że dziewczyny mają do wyboru albo los Thelmy i Louise, albo Madeleine i Helen z filmu „Ze śmiercią jej do twarzy”. Super wybór, albo umrzeć młodo, albo umrzeć w pogoni za młodością. #sarkazm W literaturze było z tym trochę lepiej, ale tylko trochę. Maryla i Małgorzata (oryg. Rachel) z „Ani z Zielonego Wzgórza”, Pratchettowskie wiedźmy. W tej chwili serio nie umiem przypomnieć sobie więcej.

Wracając na chwilę do wątku osobistego: na trochę przed moimi trzydziestymi urodzinami mój mózg zrobił fikołka i stwierdził, że skoro zbliża się czas tej mitycznej trzydziestki, to chyba warto pogodzić się z tym, że jeszcze parędziesiąt lat mogę przeżyć. I że – sięgając do znanej w wiedźmowych klimatach trójcy „dziewica-matka-starucha” raczej się na etapie dziewicy nie zatrzymam. W związku z czym zaczął mentalne przygotowania do roli staruchy 😀 Dość radykalne przejście, sama czuję się tym rozbawiona. W każdym razie, zaczęłam sobie odnotowywać w notesiku umysłu wszystkie przykłady fajnych starszych kobiet. I tych fikcyjnych i tych prawdziwych. Na szczęście od paru lat kultura popularna raczej sprzyja takim rozważaniom. W fikcji takie postacie są coraz częściej przedstawiane – a co jeszcze ważniejsze, nie są odmładzane w ekranizacjach – a do tego coraz łatwiej natrafić też na takie przykłady w naszym fizycznym życiu. Najbardziej spektakularną historią w związku z kobiecą starością jest moim zdaniem powrót Sharon Stone do grania. Ja cię kręcę… Warto to przeczytać. Okazuje się też, że amerykańska muzyka popularna jest pełna „wiedźm”: muzyczek, które mimo sześćdziesiątki-siedemdziesiątki na karku wciąż są aktywne i tworzą rzeczy na poziomie. A do tego często wpadają w tematykę luźno kojarzoną z wiedźmami, z tej czy innej strony. W kwietniu poświęciłam im całą audycję (link na końcu).

Tak więc może i dla mnie jest jeszcze nadzieja. Choć w tej chwili czuję, że mam mniej energii niż każda z osób, o których piszę i myślę pisząc ten felieton. Ale to kiedyś minie. Może sobie odbiję na starość, o ile nie umrę w wojnie o wodę, ha ha ha.

W ramach ilustracji postanowiłam pokazać część postaci fikcyjnych i niefikcyjnych, które służą mi za inspirację w queście życia po młodości. Nie chodzi mi tutaj przy tym o jakiś wzorzec moralny, bo nie wiem, czy koniecznie chciałabym brać przykład z Christjen Avasarali (polityka, fuj) lub z Jarboe (ona po prostu miała zbyt hardkorowe życie). Z twórczością też bywa różnie: taką Björk kocham miłością szaloną, ale Anne Rice… W Kronikach Wampirów nie dotarłam nawet do „Wampira Armanda”, co dopiero mówić o „Księciu Lestacie i Atlantydzie”. Ale niezależnie od etyki i poziomu kreatywności, inspiruje mnie sama chęć i siła tych kobiet do życia i działania po swojemu. Nie mówiąc już o gotowości na nieznane doświadczenia: Maryla, bezdzietna osoba adoptująca dziecko w wieku 50+ lat? Hardkor. Sama się nie spodziewam akurat takiego ruchu, ale chodzi o ideę.

Kiedyś wszystkie te osoby tu opiszę porządnie, obiecuję. A na razie zostawiam was z linkami i tytułami do ewentualnej dalszej lektury czy słuchania:
https://bjork.com/
https://radiokapital.pl/shows/dancing-in-dystopia/8-muzyczne-wiedzmy/
https://www.nytimes.com/2021/09/30/us/tv-movies-hollywood-women.html
https://pulsmedycyny.pl/srednia-dlugosc-zycia-w-polsce-ile-lat-zyja-mezczyzni-a-ile-kobiety-998421
https://www.thelivingjarboe.com/
https://en.wikipedia.org/wiki/27_Club
https://wyborcza.pl/7,161389,24185588,twoj-mozg-krwawi.html (tak, wiem, ale nie mogę znaleźć artykułu po ang, który czytałam, teraz wszystko przykryły inne niusy)
Anne Rice: „Wywiad z wampirem”, „Wampir Lestat”, „Królowa potępionych” (dalej dla wytrwałych)
James A. Corey: seria „Ekspansja”
Lucy Maud Montgomery: „Ania z Zielonego Wzgórza” (i dalej, jak ktoś lubi)
Mona Chollet: „Czarownice. Niezwyciężona siła kobiet”
Terry Pratchett: „Równoumagicznienie”, „Trzy wiedźmy”, „Wyprawa czarownic”, „Panowie i damy”, „Maskarada”, „Carpe Jugulum” (+ ew. cykl o Tiffany Obolałej)

Reklama

Jedna uwaga do wpisu “ROZKMINY O (NIE)STARZENIU SIĘ

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s