W WYŚNIONYM OGRODZIE. HIROKO OYAMADA I ZBIÓR 🌷OGRÓD🌷 A PSYCHOANALIZA SNÓW

Uwaga: spoilery.

TW: ciąża, macierzyństwo

Niedawno nakładem wydawnictwa Tajfuny ukazał się zbiór opowiadań „Ogród” autorstwa Hiroko Oyamady. Z materiałów promocyjnych dowiadujemy się, że jej autorka jest „znakomitą obserwatorką codzienności” [1] „z jej absurdami, duszącymi normami społecznymi i emocjami”, a „najbardziej niepokojącym i niezrozumiałym gatunkiem okazujemy się my sami” [2]. Na stronie „Ogrodu” możemy również przeczytać, że ważną rolę w opowiadaniach odgrywa natura i jej przenikanie do tak zwanego ludzkiego świata.

Pozornie to bardzo dużo informacji, prawda? A jednak zupełnie nie przygotowały mnie na to, co w tym zbiorze zastałam. Natura i codzienność to ważne, elementy „Ogrodów”, owszem, ale miałam dziwne wrażenie, że tak naprawdę to nie o te rzeczy Oyamadzie chodzi. Nie miałam też poczucia, że chodzi jej o przedstawiane historie: tylko jedno z opowiadań (oparte zresztą na historii Tanikazkiego Jun’ichirō, co wyjaśnia jego odmienny charakter) ma wyraźnie zarysowaną chronologię, połowa z nich nie ma puenty… Już, już miałam poczuć rozczarowanie książką – a to byłoby bolesne rozczarowanie, bo od Tajfunów kupuję wszystko w ciemno i tego się nie robi kotu – gdy dotarłam do historii zatytułowanej „Mądry pies”. To na jej końcu pomyślałam bowiem:

„Ej, to jest zupełnie jak jakiś koszmar”.

I ta myśl przestawiła mi w mózgu wszystkie wcześniejsze i późniejsze wrażenia na temat „Ogrodu”. Nagle bowiem wydało mi się oczywiste, że nie ma w ogóle sensu mierzyć się z tymi opowiadaniami jako z historiami. Wszystkie mają logikę snów – czasem koszmarów, dużo częściej snów zwyczajnie męczących – i to właśnie tak należy je traktować.

A skoro tak, to może w takim razie warto by było zaprzęgnąć psychologię snu do ich interpretacji? Wprawdzie psycholożką nie jestem, ale jako pasjonatka kultury zawsze mogę sięgnąć do klasyków, pana Freuda i pana Junga… Tak, wiem, biali i dawno zmarli faceci niekoniecznie są najlepszymi autorytetami, ale przy zabawach literackich raczej nie zaszkodzą, a może pomogą nieco Oyamadę oswoić. Załóżmy zatem zbroję, która odbije bezkrytyczne wchłanianie mądrości sprzed wielu dziesięcioleci i zobaczmy, co też nasi starcy z brodą mówią o snach.

***

U Freuda sprawa jest stosunkowo prosta: dla niego wszystkie sny, nawet – a może zwłaszcza – te złe i męczące stanowią spełnienie życzeń, których nie możemy spełnić na jawie. Jeśli sen wywołuje w osobie niepokój, to oznacza, że podświadomie wypiera swoje pragnienia. Freud też twierdził, że mózg niczego nie produkuje w trakcie snu, a zaledwie składa rzeczy już tkwiące w podświadomości w nasycony symboliką kolaż. Nadanie symbolicznej wagi odbywa się w umyśle poprzez zagęszczanie i przenoszenie znaczeń, przez co z każdego snu robi się taka układanka, większa wewnątrz niż na zewnątrz.[3]

Oczywiście Zygmuś sugerował też, że w snach dorosłych większość, o ile nie wszystkie wyparte życzenia mają charakter seksualny… No cóż, to chyba przesada twierdzić, że wszystkie. Ale nie udawajmy, że takie wątki zupełnie w naszych głowach nie istnieją. W tekstach/snach Oyamady seks nie pojawia się bardzo często, ale parę opowiadań ma taki erotyczny posmak. Na przykład „Pajęcza lilia”[7], w której bohaterka/narratorka musi poradzić sobie ze zdradą męża. Jej sytuację dodatkowo utrudnia fakt, że mąż trafił do szpitala po wypadku samochodowym, a w wozie jechała z nim również kochanka… Reakcja narratorki jest bardzo surrealistyczna i bardzo, hm, freudowska: nagle w jej piersiach wzbiera mleko, którym absolutnie musi uraczyć męża. Ale nie w formie pokarmu tylko kropli do oczu. Mnie nie pytajcie, w kontekście opowiadania to ma więcej sensu. Tytułowe pajęcze lilie pojawiają się w tekście/śnie jako środek na obolałe od mleka piersi: bohaterce jednak nie jest dane ukoić bólu, rodzina męża bowiem wyrwała rosnące przy domu kwiaty.

Myślę, że Freud dopatrzyłby się wiele w tej historii. Między innymi można by pociągnąć wątek pomieszania erotyzmu z macierzyństwem: czy mleko pojawiło się w odpowiedzi na potrzeby męża po wypadku, czy też raczej jest reakcją na odrzucenie w roli erotycznej? A może to metafora gniewu, który musi się jakoś ulać? Wątek pajęczych lilii również stanowi pole do skojarzeń: czemu rodzina męża tak ich nienawidzi? Okej, w kulturze Japonii kojarzone są często ze śmiercią, bo rosną na cmentarzach… Ale w takim razie po co ten wątek lekarstwa? Czy może chodzi tu o jakieś wypierane impulsy, traumy z przeszłości? Jeśli wczytacie się w opowiadanie, zobaczycie, że w rozmowach wiele dawnych wydarzeń z historii męża zostało przytoczonych w sprzecznych sobie wersjach (przez jego matkę i babkę). Moim zdaniem wyraźnie sygnalizuje to jakiś konflikt, którego pajęcze lilie są symbolem.

***

Spojrzenie Junga na kwestię marzeń sennych nieco komplikuje sprawę. Zdecydowanie podważał on bowiem pomysł o snach będących spełnieniem życzeń. Nie wykluczał go wprawdzie całkowicie, ale jednak uważał, że takie marzenia senne są stosunkowo nieliczne. Zamiast tego przypisywał on snom rolę kompensacyjną. W eseju „O istocie snów” wyjaśnia, że mają one przywrócić równowagę między świadomością a nieświadomymi potrzebami, stworzyć taki obraz, który popchnie osobę doświadczającą danej wizji sennej do osiągnięcia pełni jaźni. Nie musi się to wcale odbywać poprzez spełnianie życzeń – Jung raczej wolał sięgać w interpretacjach do archetypów ze zbiorowej nieświadomości, które mogą pojawiać się niezależnie od życzeń śniącej osoby, raczej stanową odpowiedź na jej wewnętrzne potrzeby i sytuację psychologiczną[4].

Jeśli chodzi o taki Jungowski tekst/sen, to dobrym przykładem będzie właśnie opowiadanie „Mądry pies”. W tej konkretnej historii od samego początku mamy do czynienia z sennym foreshadowingiem. Zaczyna się ono bowiem tak, że bohaterka, nazywana później Yū-chan , usnęła w samochodzie i budzi się z drzemki… (Ale czy na pewno? *wink wink*). Fabuła opowiadania jest tak naprawdę skromna: Yū-chan przyjechała z mężem do teściów, których chcieli wyciągnąć na jednodniową eskapadę do onsenu[6]. Teściowie wymówili się od podróży, ale wahania pary – czy w takim razie my powinniśmy jechać? Może lepiej zostaniemy z wami? – odparli argumentem, że trzeba korzystać z takich rozrywek „zanim Yū-chan urodzi”. Problem w tym, że Yū-chan raczej nie zamierza kiedykolwiek rodzić dzieci… Wracając do przebiegu wydarzeń W onsenie narratorka podsłuchuje rozmowę dwóch starszych pań o szczeniakach, które urodziły się suczce znajomego i wiedziona nagłym impulsem postanawia kupić jedno ze nich.

W tym momencie opowiadania można dostrzec pewien brak wyważenia, jeśli chodzi o tradycyjnie rozumiany przebieg akcji: wizyta w onsenie i towarzyszące jej przemyślenia Yū-chan (w tym retrospekcja z rozmowy z teściami) zajmują jakieś 70% opowiadania, natomiast później wydarzenia gwałtownie przyspieszają. Mamy kupno szczenięcia (suczki Maruko), urlop adaptacyjny dla nowej psiej mamy, dorastanie pieska, i to wszystko jest skompresowane dosłownie na paru stronach. Ale gdy dotrzemy do ostatniego zdania, to dzieje się to, o czym mówiłam. Nagle wszystko nabiera nowego sensu. Bo przepraszam bardzo, ale na jawie raczej psy nie będą do nas mówiły głosem teściowej: „Nie urodzisz?”.

W perspektywie ostatniego, iście koszmarnego – to znaczy, jak wyjętego z koszmaru – zdania nagle zabieg nagłego przyspieszenia akcji wydaje się perfekcyjnie sensowny. Nie wiem, jak wy, ale ja często mam w snach tak, że takie „pomostowe” fragmenty pomiędzy punktem zawiązania a docelową puentą snu są bardzo szkicowe i przyspieszone. Dopiero po przebudzeniu mogę je próbować rozwinąć i racjonalizować. Zabieg upodobnienia narracji do snu koreluje też w mojej głowie z zaproponowaną przez Junga koncepcją kompozycji snów, która przypomina bardzo kompozycję fikcyjnych tekstów. Jest ekspozycja, intryga, kulminacja i rozwiązanie (to ostatnie nie zawsze występuje). Powiedziałabym, że zarówno w moich snach, jak i w „Mądrym psie” ta faza intrygi zawsze kończy zaniedbana, w przeciwieństwie do ekspozycji i puenty.

Jeśli zaś chodzi o treść snu… No cóż, problematyka decyzji o rodzeniu/nierodzeniu dzieci nie jest tu zbytnio zamaskowana 🙂 Warto zwrócić uwagę, że przez całe opowiadanie przewijają się motywy psie. Pieski, co zresztą wynika nawet z mojego streszczenia, wyraźnie powiązane są z kwestią potomstwa, rozrodczości… I jeśli założymy, że tekst/sen należy czytać przez Junga, to adoptowana przez Yū-chan Maruko pełni w nim rolę kompensacyjną, swoiste rozwiązanie problemu macierzyństwa. To powiązanie szczeniaczka z dzieckiem zaznaczone jest nawet w szczegółach: urlop narratorki po powrocie z Maruko trwa dziewięć dni. Czyżby odpowiednik dziewięciu miesięcy ciąży? Jednak puenta snu świadczy o tym, że dla Yū-chan nawet najbardziej uroczy szczeniak nie stanowi rozwiązania problemu. Bowiem w tej decyzji nie chodzi o kwestie instynktu macierzyńskiego, tylko o oczekiwania i – zinternalizowaną? – presję rodziny. Ale to nie wszystko! Cała kwestia istnienia Maruko zdaje się obracać wokół tego, że nie jest rasowa, bowiem jej tatą okazał się kundel, mimo starań właściciela, by ochronić czystość linii. Gdybym miała robić psychoanalizę Yū-chan, to na pewno pociągnęłabym ten wątek i przy okazji zapytała, czy to jakoś nie kojarzy jej się z sytuacją klasową rodziny jej i jej męża. Aczkolwiek tutaj chyba wkroczyłabym z powrotem na terytorium Freuda, bo Jung chyba nie byłby zainteresowany tak przyziemnymi rzeczami jak klasy społeczne (poprawcie mnie, jeśli się mylę!).

Innym Jungowskim tekstem/snem jest opowiadanie „Ogromny ogród”. Tutaj fabuła jest jeszcze bardziej pretekstowa, ale dla porządku ją przytoczmy: matka z synem, Takashim, jadą na grilla do znajomej rodziny, składającej się z żony (Yōko), męża („wujka”) i – na początku nieobecnej – córki. Takashi szybko traci zainteresowanie dorosłymi i idzie odkrywać wielki ogród. Tam spotyka córkę, Yukiko. Razem obserwują naturę i obgadują rodziców. W tle wyraźnie zarysowane jest jakieś napięcie pomiędzy dorosłymi, ale chłopak w ogóle się na nim nie skupia. Widać też, że dla matki poświęca wiele swojej wolności i często bezrefleksyjnie robi, co ona mu nakaże. Po powrocie do domu postanawia rozmyślać o ogrodzie i obserwować wodę w oczekiwaniu na kolejne polecenia mamy.

Połowa tego opowiadania to – notabene przecudowny – opis ogrodu, ale gdzieś na marginesie rozgrywają się istotne sprawy: wyraźnie sygnalizowane napięcie pomiędzy matką i wujkiem (pozostawiam wam do interpretacji), uległość Takashiego skontrastowana ze zdrową asertywnością Yukiko. Mam poczucie, że w tym gęstym, interpersonalnym zamotaniu ogród służy jako reprezentacja jaźni Takashiego, swego rodzaju miejsce wewnętrznej emigracji. Ale też oferuje on kompensację ograniczeń stawianych przez matkę poprzez możliwość swobodnej eksploracji. Yukiko można by wtedy uznać za archetyp Animy, której pewność siebie i bezpośredniość stanowi przeciwwagę dla jego apatii.

***

Nie będę ukrywała: Jungowskie podejście do snów brzmi dla mnie zdecydowanie atrakcyjniej. W tym miejscu muszę jednak zaznaczyć, że tak samo jak Freuda, nie mogę go wykorzystywać w odczytaniach „Ogrodu” bezkrytycznie. Dlaczego? Filozofia Junga zakłada bowiem daleko idący uniwersalizm: te same motywy dla każdej podświadomości miałyby znaczyć to samo. A w XXI wieku takiego podejścia nie da się w stu procentach obronić. Nie chcę tutaj robić z Japonii jakiegoś INNEGO KRAJU, gdzie WSZYSTKO JEST INACZEJ – to byłby ordynarny orientalizm, na który na tym blogu nie pozwalam 🙂 Jednakże mam poczucie, że ten tysiąc + lat historii bez przenikania się z zachodnim kręgiem kulturowym [5] mogło wytworzyć pewne kulturowe symbole czy skojarzenia, które nie będą identyczne z tymi proponowanymi przez Junga. I ja wiem, że koncepcja archetypów zakłada jeszcze większą głębię i idee wdrukowane na niemal pierwotnym poziomie, ale może przez różnice kulturowe te archetypy będą się objawiać w różnych kulturach nieco inaczej? O ile wiem, Jung raczej nie przewidywał takiej opcji – a już na pewno nie uwzględnił jej w eseistyce sennej. A dla mnie to wydaje się dość ważne zastrzeżenie.

Zresztą japońscy psychoanalitycy zauważyli ten problem i łatają go na własną rękę wprowadzając koncepcje, które miałyby odpowiadać schematom funkcjonowania typowym dla japońskiej kultury. Jedną z takich koncepcji jest „amae”, bezradność i potrzeba miłości u małych dzieci, która według Takeo Doiego miałaby w Japonii być kultywowana również w dorosłości[8]. Albo kompleks Ajase, teoria rozwinięta przez Heisaku Kosawę (założyciela Japan Psychoanalytic Society, który pobierał nauki w Wiedeńskim Instytucie Psychoanalizy w 1932) w odpowiedzi na Freudowski kompleks Edypa. W dużym skrócie, w kompleksie Ajase chodzi o chęć dzieciobójstwa, nienawiść dziecka wobec matki, ale też o oferowane przez matkę wybaczenie[9]. Oczywiście, można te teorie uznać za naciągane, albo za próbę wymyślenia czegoś oryginalnie japońskiego, by odróżnić się od innych kultur[10]. Ale jak dorzucimy kompleks Ajase do „Pajęczej lilii”… Albo odczytajmy opowiadanie „W ogromnym ogrodzie” przez koncepcję „amae”… No to nagle okaże się, że w tych opowiadaniach jest upchnięty jeszcze większy potencjał treści, niż można się było tego na początku spodziewać.

Nie będę tu analizować każdego tekstu ze zbiorku z trzech powodów. Po pierwsze, ten tekst i tak jest już bardzo długi i boję się, że nikt go nie przeczyta. Po drugie nie chcę pozbawiać was zabawy. Ale jest też i trzeci powód… tak naprawdę nie mam do tego kompetencji. Według psychologii snu jedyną osobą, która mogłaby zinterpretować te utwory, jest sama autorka – o ile, naturalnie, czułaby taką potrzebę. To nie znaczy jednak, że nie możemy spróbować naszych sił sami: jeśli coś chciałam przekazać tym esejem, to przekonanie, że taki wysiłek może tylko wpłynąć pozytywnie na wrażenia z lektury. Należy tylko pamiętać, że nawet z całą wiedzą o zachodniej i japońskiej psychoanalizie oraz japońskiej kulturze nasze odczytania będą mówiły tyle samo o nas samych, co o tekście. Czyli może nic, a może… wszystko 🙂

_____________

[1] Źródło: promocyjne story na Instagramie.

[2] Źródło: https://tajfuny.pl/produkt/ogrod/

[3] Zygmunt Freud, „O marzeniu sennym”, tłum. Beata Rank, Jirafa Roja, Warszawa 2010

[4] Jung C. G. „On The Nature of Dreams” https://icpla.edu/wp-content/uploads/2017/08/Jung-C.G.-On-Nature-of-Dreams.pdf

[5] Jeśli założymy, że początek japońskiej kultury łączy się z językiem, no to według większości badaczy języki japonicznie utrwaliły się na archipelagu w okresie Yayoi (czyli od pierwszego millenium p.n.e. do III wieku n.e.) (https://en.wikipedia.org/wiki/Japonic_languages) I od tego momentu aż do XVI wieku Japonia nie miała kontaktu z europejskimi kulturami. A do tego potem się odizolowała od wszystkich w epoce Edo (1600-1868) i dopiero potem ta wymiana kulturowa z Zachodem zaczęła się na większą skalę. Więc NO.

[6] Dla niezorientowanych w japońskiej kulturze: onsen to tradycyjne ośrodki wypoczynkowe, gdzie główną rolę grają baseny z wodą z gorących źródeł. Przy onsenach często są też restauracje, hotele, a współcześnie pewnie nawet całe SPA.

[7]https://en.wikipedia.org/wiki/Lycoris_radiata

[8] https://en.wikipedia.org/wiki/The_Anatomy_of_Dependence. Jeśli nie o tym jest Neon Genesis Evangelion, to nie wiem, o czym jest 😉

[9]https://www.encyclopedia.com/psychology/dictionaries-thesauruses-pictures-and-press-releases/ajase-complex

[10] https://en.wikipedia.org/wiki/Nihonjinron

_____________

PS. Tytuł notki podkradłam z tej piosenki:

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s