Być może kojarzycie pseudonim „Gazelle Twin” z piosenek do gry Cyberpunk 2077, z utworu do serialu „The Walking Dead”, lub z soundtracku do filmu „Nocturne” (2020). Być może jesteście jej fanami od czasu debiutu w 2011 roku. A może te dwa słowa nic wam nie mówią. Bez względu na to, do której grupy należycie… Wiedzcie, że twórczość kryjącej się pod tym pseudonimem Elizabeth Bernholz jest zdecydowanie warta waszej uwagi.
Zasadniczo muzyka Gazelle Twin ma dwa oblicza.
Jednym z nich jest twarz post-cyberpunkowej wyroczni. Na debiutanckiej płycie „The Entire City” artystka z Wielkiej Brytanii stworzyła wizję świata przyszłości, w którym technologia jest nieodróżnialna od magii, ale nie ocaliła ludzkości przed klęską antropocenu. Pomiędzy futurystycznymi wizjami a ruinami ludzkie wytwory stają się przedmiotem mitologizacji i folkloru – tak jak niegdyś działo się to z naturą. Podobne wątki pojawiają się również na późniejszych albumach Gazelle, takich jak „Unflesh” czy „Kingdom Come”, i przejawiają się zarówno w oszczędnych, lecz pobudzających wyobraźnię tekstach, jak i w formie muzycznej. Zaprogramowane przez Twin elektroniczne podkłady są mroczne i potrafią zabrzmieć całkiem ciężko, ale też zostawiają w głowie i uszach dużo przestrzeni. Dzięki temu tym lepiej wybrzmiewa przyjemny, ale też niepokojący wokal. Efekt niepokoju zwiększa się zwłaszcza gdy artystka elektronicznie przekształca swój głos akurat na tyle, by wpadał w poznawczą „dolinę niesamowitości” (wydaje się wtedy dziwne, ale ta dziwność jest na tyle dyskretna, że trudno wskazać jej źródło). Stworzona w ten sposób muzyka z pewnością nie spodoba się każdemu, ale pasuje do wizji świata „po antropocenie”.
Gdy jednak posłuchamy kolejnych albumów, chociażby wymienionego wcześniej „Unflesh”, to okaże się, że zainteresowania Gazelle Twin wykraczają poza refleksje nad przyszłością świata… Wręcz przeciwnie, dość często lądują w bolesnym tu i teraz. Motywem przewodnim „Unflesh” jest relacja pomiędzy cielesnością, technologią i kobiecością – ukochany temat feminizmu i, w nieco innym ujęciu, cyberpunku. I chociaż artystka nie porzuca tu całkowicie charakterystycznej dla „The Entire City” zadumy i muzycznej przestrzeni, to jednak w części utworów przybiera też nowe oblicze bezlitosnego błazna, punktującego absurdy pewnych przekonań. W tych utworach, w których Gazelle zaczyna drwić z przyjętych konwencji, melodia i rytm przyspieszają, a jej głos coraz bardziej się obniża. Uzyskana w ten sposób barwa wokalu nie jest wcale piękna, ale też nie o to chodzi: jedną z cech błazeńskiej twarzy Twin jest bowiem przemyślany i celowy antyestetyzm[1].
Błazeńska twarz Gazelle Twin ujawnia się w pełni na jej ostatnim „dużym” albumie, „Pastoral” z 2018 roku. To jest dopiero jazda bez trzymanki, zarówno tematycznie jak i estetycznie… Artystka wzięła sobie za cel krytykę brytyjskiego nostalgicznego konserwatyzmu, który doprowadził między innymi do Brexitu. Czerpiąc z angielskich klisz kulturowych, takich jak przedstawiony na okładce albumu sielski widoczek, czy też – już w warstwie muzycznej – brzmienie klawesynu i fletu tworzy ona portret społeczeństwa, które nie może wyzwolić się od obsesji na punkcie przeszłości i przeszłej wielkości. „Za moich czasów było dużo lepiej / spójrz tylko na te dzisiejsze dzieciaki / zero szacunku, zero dobrej pracy” – tymi słowami przedrzeźnia brytyjską mentalność. „Pastoral” jednak nie jest wyłącznie powtórzeniem klisz: Gazelle robi z nich bezlitosny remiks, ujawniając w pełni szpetotę restoratywnej nostalgii. A wszystko to dokonuje się w już całkiem oszalałych rytmach, których nie powstydziłyby się kluby taneczne, w estetyce kiczu, elektronicznego chaosu, nad którym dominuje zupełnie już przekształcony głos artystki. A raczej drzemiącego w niej bezpłciowego błazna.
Problem z tego typu projektami jest jednak jeden: o ile są one bardzo mądre, tak… No, ciężko nazwać zapoznawanie się z nimi przeżyciem estetycznym. Oczywiście tutaj wchodzimy w rozmowę o gustach, co może się różnie skończyć… Ale chyba nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że „Pastoral” dla większości słuchaczy okaże się trudne w odbiorze. Chyba że ktoś specjalizuje się w docenianiu takich przerysowanych muzycznych wizji (trochę mi się tu nasuwa skojarzenie z określeniem „hyperpop”, ale nie wiem, czy słusznie).
Na szczęście Gazelle Twin zdaje się mieć tego świadomość. Parę tygodni temu (dokładnie: 19 marca) wypuściła nagrany z wokalną grupą NYX album „Deep England”, który można uznać za pewnego rodzaju dostosowanie idei „Pastoral” do estetyki post-cyberpunkowej. Na najnowszym krążku kompozycje, które wcześniej brzmiały klubowo i dynamicznie, nagle zmieniają się niemalże w hymny… A już na pewno w muzykę, którą można by było usłyszeć na sabacie czarownic. Chór dziewczyn z NYX i Gazelle, która tym razem korzysta głównie ze swojego naturalnego głosu, zdecydowanie nawiązuje do brzmień folkowych i pogańskiej estetyki, ujawniając kryjące się w nich piękno. A to jest bardzo zaskakujące po skrajnym antyestetyzmie „Pastoral”. Podobnie jednak jak na „The Entire City”, folkowe motywy „Deep England” są włączone w opowieść post-przyszłościową. Po prostu zamiast tworzyć mitologię przyszłości Gazelle postanowiła pokazać, co przetrwa kryzys antropocenu (zakładając, że chociaż część ludzkości faktycznie przeżyje): piękne, smutne i przerażające wspomnienie dawnych czasów, a także powiązana z nimi, nieuleczalna nostalgia – może tym razem nieco mniej toksyczna.
Jeśli nie znacie jeszcze Gazelle Twin, to z całego serca zachęcam do zapoznania się z najnowszym albumem. Według mnie „Deep England” łączy w sobie najlepsze cechy obu twarzy Brytyjki: aktualny i świetny przekaz i zadumę nad przyszłością ludzkości. Dodatkowo oprawia to wszystko w przejmującą oprawę muzyczną. A jeśli twórczość tej artystki nie jest wam obca… To też zachęcam do sięgnięcia po „Deep England”. Tak się złożyło, że w przeciągu ostatnich paru tygodni nastąpił wysyp ciekawych premier i istnieje spora szansa, że akurat ta nowość wam umknęła (zwłaszcza, że tego samego dnia wyszła nowa Lana Del Rey). Jeśli zaś chodzi o całokształt kariery Gazelle Twin, mam mocne poczucie, że po prostu warto ją znać, niezależnie od gustu. Filozofia wyłaniająca się z jej dotychczasowej twórczości jest po prostu niezwykle interesująca i nie mogę się doczekać, co też Elizabeth wymyśli w przyszłości.
_____
[1]Widoczny w kreacji wizualnej artystki: wystarczy spojrzeć na okładkę „Unflesh”, a potem na okładkę „Pastoral”. O ile w erze „Unflesh” Gazelle Twin nie odcięła się jeszcze od swojej twarzy i płci – choć poddaje je groteskowemu zniekształceniu – to już w erze „Pastoral” odrzuca atrybuty płciowe i staje się błaznem w dresie. Absolutnie podziwiam tę decyzję: zwłaszcza dla płci żeńskiej zerwanie z koncepcją piękna jest dość trudne, a tutaj proszę.