(MOIM SKROMNYM ZDANIEM) NIEDOCENIONY. O FILMIE WOODSHOCK (2017)

(wszystkie gify w poście są urywkami z filmu i pochodzą z tumblra twilighty-blog)

Czasem nie rozumiem filmowych krytyków. Z reguły potrafię wczuć się w ich proces myślowy i nawet, jeśli osobiście nie zgadzam się z oceną danego filmu, to przynajmniej rozumiem stojące za nią refleksje. Ale są takie przypadki, że patrzę na niskie oceny na Zgniłych Pomidorkach, albo w Internetowej Bazie Danych Filmów i… i dogłębnie się z nimi nie zgadzam. Dziś chcę pogadać właśnie o jednym z takich filmów.

Zgodnie z dewizą Hitchcocka, stworzony przez Kate i Laurę Mulleavy Woodshock zaczyna się od emocjonalnego odpowiednika wybuchu… a potem jest tylko gorzej. Na początku filmu główna bohaterka, Theresa, pomaga swej chorej matce popełnić samobójstwo, przygotowując jej i podając nasycone trucizną jointy. Wkrótce pogrąża się w żałobie, którą okazuje w niezbyt zrozumiały dla otoczenia sposób. Co więcej, eutanazja rozpoczyna ciąg wydarzeń o niespodziewanych i bolesnych konsekwencjach (w tej chwili powstrzymam się od spoilerowania). Popycha to Theresę do decyzji, od której nie będzie odwrotu.

Powyższy opis może sugerować, że Woodshock został nakręcony w konwencji thrilleru lub horroru. I owszem, pojawiają się w nim pewne inspiracje horrorem, zwłaszcza pod sam koniec. Ale tak naprawdę w tym filmie rządzą zupełnie inne nastroje. Siostry Mulleavy obficie czerpią ze słownika estetycznego kina dziewczęcego, tworzonego przez takie twórczynie jak Sofia Coppola i Greta Gerwing. Ciepłe światło, kwiaty, lasy, dziewczęce stroje… Myślę, że kojarzycie te klimaty. A jakby tego było mało, Theresę odgrywa hollywoodzka królowa dziewczęcości, Kirsten Dunst.

Ale już historia rozgrywająca się w tych dekoracjach przypomina raczej obrazy Davida Lyncha. Tytuł filmu, słowo „woodshock”, oznacza stan dezorientacji, który dotyka ludzi zagubionych w lesie. Można powiedzieć, że stanowi ono dość dobre podsumowanie tego, jaki efekt chciały wywołać jego autorki. Obraz rozwija się zgodnie z logiką snu albo narkotykowego tripu, zaakcentowaną wizualnie przez gry światła i nagłe przeskoki w „inną rzeczywistość”. Im dalej w, hehe, las, im dłużej trwa film, tym bardziej ciężar Woodshock przenosi się z przyczynowo-skutkowego następstwa zdarzeń na symbolikę i psychologiczną podróż Theresy. Aczkolwiek Katie i Laura nie serwują nam tu stuprocentowej Lynchozy i nie rezygnują zupełnie z „logicznej” fabuły 🙂 Po prostu to wyrastające z niej symbole, obrazy i odczucia grają większą rolę niż same fakty. Z Lyncha reżyserski duet zaczerpnął też wyjątkowo niespieszne tempo akcji, które pozwala napawać się psychodelicznymi obrazami, świetną grą Dunst i subtelną, ale poruszającą muzyką Petera Raeburna[1].

Taka forma sprawia, że Woodshock można interpretować na naprawdę wiele sposobów. Dość oczywistym tropem wydaje się odczytanie w kontekście dyskusji o eutanazji, czy też w ogóle o samobójstwach – wtedy film mógłby nas doprowadzić do zaskakująco konserwatywnych wniosków, raczej wbrew zamierzeniom twórczyń… Ale ja nie mogę przestać myśleć o tych wszystkich drobnych elementach, które niewiele wnoszą do fabuły, ale mają spore oddziaływanie emocjonalne.

Nie sposób na przykład przeoczyć wątku natury i ekologii, który jest w filmie obecny podwójnie. Po pierwsze, przejawia się on w samych zainteresowaniach Theresy, która ozdabia dom roślinnymi motywami i zebranymi kwiatami, a w chwilach ucieczki (dosłownej i tej, ekhm, bardziej psychodelicznej) od rzeczywistości udaje się do lasu sekwoi olbrzymich. Po drugie, bohaterka Dunst pracuje w sklepie z marihuaną, zresztą właśnie skąd zresztą wzięła zarówno składniki jointa dla matki, jak i truciznę, którą polecił jej właściciel sklepu, Keith. Jej partner zaś pracuje jako drwal wycinający sekwojowe lasy. Z jednej strony zatem Theresa szuka sposobu, by włączyć naturę w swoje życie, z drugiej strony jednak jej życie i relacje w dużej mierze opiera się na eksploatacji ekosystemu: czy to poprzez hodowlę, czy to poprzez zabijanie.

Co ciekawe, w filmie relacje te są przedstawione wyłącznie jako relacje z mężczyznami, w Woodshock bowiem nie pojawiają się inne bohaterki poza Theresą i jej matką. Od tych obserwacji dzieli nas już tylko krok do spojrzenia na film sióstr Mullevay jako na dzieło ekofeministyczne, czyli takie, w którym patriarchat i wyzyskiwanie zasobów naturalnych są ze sobą nierozerwalnie sprzężone, wspólnie tworząc system opresji. W takim odczytaniu żałoba Theresy nie dotyczy wyłącznie śmierci matki, lecz stanowi rozpacz nad nadchodzącą zagładą symbolizowanego przez nią świata.

Nie można jednak uznać granej przez Kirsten Dunst postaci za czempionki natury, która rzuci się do walki ze złym systemem. Wręcz przeciwnie, Theresa czuje się (współ)winna śmierci, która ją otacza i którą sama, chcąc lub nie chcąc, powoduje. Choć w trakcie filmu w bohaterce budzi się sprzeciw wobec otaczającej ją rzeczywistości, ostatecznie zwraca go do wewnątrz, pokazując światu metaforyczny środkowy palec. Podobnie jak Ofelia i wiele innych dziewczęcych figur[2], które trafiły w konflikty większe od nich samych, Theresa nie umie – czy też nie może – stawić czynnego oporu. Pozostaje jej więc opór bierny i autodestrukcyjny… Chociaż czy na pewno? Oniryczna końcówka filmu nie rozstrzyga tej kwestii ostatecznie, pozostawiając w widzach odrobinę nadziei. Albo zasiewając w nich strach, w zależności od tego, jak zrozumiecie ostatnią scenę.

Jak sami widzicie, film zrobił na mnie zdecydowanie pozytywne znaczenie, nawet pomimo wątpliwości interpretacyjnych. Dlaczego zatem krytyka i publiczność przyjęły go… bardzo źle? Mam smutne poczucie, że miało to coś wspólnego z nazwiskiem autorek filmu… Katie i Laura Mulleway znane są raczej ze swej pracy w świecie mody (należy do nich marka Rodarte), Woodshock zaś był ich filmowym debiutem. Tymczasem gdy Lynch popełnił jeszcze bardziej surrealistyczny, jeszcze mniej zrozumiały i cięższy w odbiorze, a przede wszystkim dwa razy dłuższy film Inland Empire… Może nie jest to najlepiej oceniane dzieło tego reżysera, ale już nikt go tak łatwo nie dyskredytował. Wręcz przeciwnie, stał się przedmiotem lepszych i dłuższych analiz, niż to, co próbowałam tutaj zrobić z obrazem sióstr. Zastanawiam się więc: gdyby ten film sygnowało inne nazwisko (może nawet nie Lyncha, ale jakiegoś Malika czy von Triera), to Woodshock też by poświęcono tyle uwagi?

Istnieje też opcja, że po prostu nie mam gustu, ale raczej jej nie rozważam z przyczyn oczywistych 😀 W każdym razie, jeśli nie macie pomysłu, co oglądać na Netflixie, to ja zachęcam was do wyszukania Woodshock, bo jestem bardzo ciekawa, jak wy go zinterpretujecie i czy w ogóle wam się spodoba.

________

[1] Większość krytyków oceniła Woodshock negatywnie między innymi ze względu na takie a nie inne tempo obrazu. Jak przejrzycie recenzje, to wyjątkowo często pojawia się w nich słowo „nuda”. Cóż, przyznaję, że mnie też ze dwa razy kusiło do scrollowania fejsa w trakcie, ale nie dlatego, że się nudziłam – po prostu jestem mniej przyzwyczajona do wolnych filmów, plus za dużo czasu spędzam w mediach społecznościowych i… Sami wiecie, jak to potrafi czasem wpłynąć na mózg.

[2] Tu nasuwa się pytanie, czy w ogóle można Theresę uznać za dziewczynę, biorąc pod uwagę wiek Dunst (oraz prawdopodobnie postaci), ale to pozostawię na kolejny esej… Sprawa jest bardziej skomplikowana niż się wydaje.

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s