Parę dni temu dotarła do mnie smutna wiadomość: dwukrotnie przekładany koncert Jarboe został ostatecznie odwołany razem z całą trasą koncertową. W sumie można się było tego spodziewać, biorąc pod uwagę, jak mocno COVID przetoczył się po USA, ale jednak rozczarowanie pozostaje…
Tak, wiem, że obecnie na świecie mamy większe problemy niż brak artystycznych występów. Wiem też, że przedpandemiczny styl życia istniał wbrew wszelkim zasadom „samowystarczalności” (ugh, muszę znaleźć lepszy zamiennik sustainability) i że musimy przygotować się na nieco skromniejszą egzystencję… Co prawdopodobnie przełoży się głównie na ograniczenie hedonistycznych radości konsumpcjonizmu typu koncerty, targi książki, konwenty, cholerne potańcówki, podróże. Ja to rozumiem, serio. Ale chyba mogę trochę za tymi rzeczami tęsknić, prawda?
W ramach te tęsknoty oglądam więc koncerty zamieszczone w Internecie i wydane na różnego rodzaju DVD/Blu-Rayach… Oglądam to trochę przesadne słowo w tym kontekście, zwykle nie jestem w stanie skupić się na ekranie (ale na „prawdziwych koncertach” też połowę spędzam z zamkniętymi oczami, więc to chyba kwestia osobistych nawyków ^^”). Ale na pewno ich słucham, na żywo w formie streamów oraz potem, przeglądając archiwa. To nie jest idealne lekarstwo na moją tęsknotę. Brak innych ludzi wokół sprawia, że dużo trudniej odczuć tę karnawałową, uwalniającą atmosferę, która mnie pociąga w koncertach najbardziej*. Nie mam też takiego sprzętu nagłaśniającego, by odtworzyć uczucie basu pod żebrami i zatonięcia w muzyce. Ale nawet w takich nieoptymalnych warunkach granie „na żywo” ma w sobie niepowtarzalny urok. Jakby to nazwać… taką niedoskonałość, która nadaje muzyce życie i wynosi ją ze statusu kapitalistycznego produktu do konsumowania w samotności między słuchawkami na poziom poetycko-artystycznej więzi z twórcą i innymi słuchaczami. ALE TO PRETENSJONALNIE BRZMI 😀 No trudno, niektóre rzeczy brzmią pretensjonalnie, jak się je wypowie na głos.
W każdym razie, jako że przez odwołaną Jarboe jest mi dzisiaj wyjątkowo smutno, postanowiłam w końcu podzielić się zbiorem obejrzanych i naprawdę ciekawych koncertów dostępnych w sieci. Już raz robiłam taką listę… Mniej więcej rok temu, gdy wszyscy jeszcze myśleliśmy, że za dwa miesiące będziemy wspominać czas nicnierobienia na lockdownie z nostalgią. Ech, ta naiwność… 😉 Teraz wychodzę raczej z założenia, że jeszcze przez jakiś czas elektroniczne koncerty pozostaną naszą normą. Może moje wykopaliska pomogą wam trochę zaleczyć tę pustkę i tęsknotę za przed-pandemiczną beztroską, tak jak mi pomagają (co prawda na zasadzie lizania cukierków przez szybę, ale zawsze coś!). A może po prostu okażą się dla was ciekawym przeżyciem artystycznym same w sobie, niezależnie od kontekstu.
ionnalee – KONSERT
Jonna Lee (ionnalee, iamwhoiami, tagi gatunkowe: electropor, indie pop) to dla mnie ciężki orzech do zgryzienia. Niewątpliwie Szwedka jest super uzdolnioną artystką, jej muzyka i projekty audiowizualne zawsze są na wysokim poziomie… Ale jednak nie umiem jej twórczości polubić. Nie to brzmienie, nie ten vibe, po prostu. Czasem tak to bywa, że sztuka po prostu nie jest kompatybilna z tą konkretna odbiorczynią, i niewiele na to się da poradzić.
NIE ZMIENIA TO JEDNAK FAKTU, że obejrzałam jej wirtualny koncert w całości i z olbrzymią satysfakcją. I tak, używam tutaj słowa „obejrzałam” świadomie, mimo tego co parę akapitów wyżej napisałam o swoim skupieniu przy występach online. Jonna bowiem zaplanowała całe wydarzenie tak, że jest przeżyciem samo w sobie. I to przeżyciem, które w innych warunkach na pewno nie zaistniałoby w takiej formie. Dlaczego tak piszę?
- KONSERT był nadawany na żywo z malutkiej wysepki Fjuk, połozonej na drugim największym jeziorze w Szwecji, Vättern. Stream zaczął się od przelotu dronem nad jeziorem i wyspą, co już wprowadza mega kinowy nastrój (a przypominam, że to „tylko” stream koncertu na żywo).
- Wszystkie aspekty wizualne zostały przygotowane na tip top. Kostiumy, aranżacja świateł wokół występujących, spacer po wyspie, multimedialny pokaz na latarni morskiej Fjuk…** No naprawdę, uczta dla oczu.
- Pomimo COVID-owej izolacji Jonna Lee zaaranżowała gościnne występy za pomocą Skype’a i zsynchronizowała je W TRAKCIE STREAMU NA ŻYWO. Chcę przez to powiedzieć, że jej goście łączyli się z nią w czasie rzeczywistym streamowania koncertu i tańczyli bądź śpiewali w idealnej synchronizacji pomimo oczywistych przeszkód typu „Jonna właściwie ich nie widziała, bo była zajęta występem”. Nie wiem, ile razy wszyscy musieli to przećwiczyć, by to wyszło, ale… wyszło i to zajebiście.
- No i wreszcie sama muzyka. Jakkolwiek – jak już wspomniałam wcześniej – nie do końca czuję estetykę projektów Szwedki, zdecydowanie doceniam jej występ. Wszystko brzmiało bardzo dobrze, a chwilami nawet ja dałam się porwać.
Pod wieloma względami miałam w trakcie tego koncertu poczucie, że oto oglądam prawdziwą przyszłość. Nie jakieś bawienie się futurystyczną estetyką, którą wymyślono 40 lat temu, ale autentyczną, przerażającą ale też piękną przyszłość. Chociażby dla tego wrażenia warto KONSERT w wolnej chwili obejrzeć. A jeśli chcecie artystkę wesprzeć (totalnie na to zasługuje!), to możecie nawet zakupić nagrania utworów wykonanych w czasie występu w wysokiej jakości. Link: https://ionnalee.bandcamp.com/album/konsert
Ulver – Live Bergen International Festival 2018
Po rozwalającym mózg przeżyciu z pogranicza muzyki i technologii, jakim okazał się projekt Jonny, koncert Ulvera może się wydać dość banalny… w końcu to „tylko” nagranie z festiwalu. Owszem, bardzo dobrze zrealizowane pod względem wizualnym i dźwiękowym, ale wiecie. To nie jest Przyszłość przez wielkie P… Więc czemu oglądać stare nagrania i się dołować tym, że teraz już tak nie jest?
Ano chociażby dla samego Ulvera. Rany boskie, Ulver ❤
Od jakiegoś czasu próbuję się zebrać do napisania o tym zespole czegoś więcej. Cały czas jednak mam wrażenie, że jeszcze za wcześnie, jeszcze go nie zrozumiałam do końca. I nic dziwnego: Ulver to jest w pewnym sensie projekt totalny. Działa od prawie 30 lat i w tym czasie zdołał już „podbić” wiele gatunków muzycznych. W ciągu tych trzydziestu lat jednak zespół wytworzył własne brzmienie i nieważne, po jaki gatunek sięga, przetwarza go na własną, dość apokaliptyczną modłę. Panowie z Norwegii grali black metal, ponury ambiento-industrial, muzykę filmową, coś w rodzaju mrocznego rocka progresywnego (tego z okolic Pink Floyd, ale bez psychodelicznego zamulenia), by wreszcie wylądować w okolicach… synthpopu, vaporwave i inspiracji latami 80. Bo czemu nie. Ale nie dajcie się zwieść tym ostatnim dwóm etykietkom: mimo kiczowatych inspiracji Ulver wciąż jest Ulverem, czyli gra MROCZNIE. To jednak nie jest taki mrok, który wywołuje u mnie nastroje depresyjne czy też anhedonię (Pink Floyd, brr). Wręcz przeciwnie: przy muzyce Ulvera chce mi się tańczyć, śpiewać i pokazywać środkowy palec wszystkiemu, co mnie wkurza.
Koncert z Bergen odbył się rok po wydaniu płyty „The Assasination of Julius Caesar”, albumu spod znaku najnowszej inkarnacji zespołu, czyli apokaliptycznego synthpopu. Wiem, że niektórzy starsi fani Ulvera nie znoszą tego konkretnego etapu ich kariery… Ja jednak namawiam do posłuchania koncertu wszystkich, bo tak obiektywnie (czytaj: od strony techniki i wykonania) to jest to majstersztyk. A jeśli mimo wszystko wam nie podejdzie… To nie zrażajcie się, tylko sięgnijcie po starsze płyty. Jestem absolutnie przekonana, że każdy znajdzie w dyskografii Ulvera jakiś moment „dla siebie”.
SKY – PRZEPŁYW (Radio Kapitał)
Przejdźmy teraz do wydarzeń lokalnych, bo fajne rzeczy nie dzieją się wyłącznie za granicą (choć czasem trudno jest o tym pamiętać…). W grudniu 2020 roku Radio Kapitał, któremu zawdzięczam moją przygodę z nadawaniem, zorganizowało serię wirtualnych koncertów o wspólnym tytule PRZEPŁYW.
Jak można przeczytać na stronie radia:
Radio Kapitał to nie tylko fale w internetowym eterze. Radio to przede wszystkim społeczność skupiona wokół wspólnych doświadczeń, zainteresowań i twórczych inicjatyw. Dopóki mogliśmy, wychodziliśmy z radiem w miasto, by spotkać się z autorami i autorkami audycji oraz naszymi słuchaczami i wspólnie doświadczać muzyki. Teraz, gdy jest to niemożliwe, będziemy z Wami w inny sposób.
Zapraszamy na Przepływ– cykl koncertów na żywo, transmitowanych na naszym kanale YouTube w każdy poniedziałek grudnia o godzinie 19:00.
Przyznam szczerze, że na polskiej muzyce znam się nieco gorzej niż na zagranicznej. Ale na liście występów rozpoznałam jeden pseudonim i od razu zapisałam sobie, że muszę ten koncert obejrzeć – jeśli nie na żywo, to potem w archiwum. Mówię tutaj o SKY (sorrowkillsyouth), która prowadzi jedną z moich ulubionych audycji w Radiu Kapitał – S l e e p h e l l, bardzo polecam! – i tworzy w swojej sypialni elektroniczną muzykę dla wiedźm i innych smutnych ludzi (hashtag: witchhouse). Bardzo byłam ciekawa, jak wypadnie jej koncert: ile elementów będzie granych „na żywo”, ile puszczonych z komputera, jak to się w ogóle będzie oglądać i tak dalej.
Oglądało się… zaskakująco dobrze i relaksująco, nawet gdy same dźwięki przytłaczały smutkiem (i natężeniem decybeli). Trochę mi się to kojarzy z jakimiś czarami, zwłaszcza w ujęciach na sprzęt, gdy widać było wyłącznie ręce naciskające miliard przycisków, które robią coś 😀 Jakoś wydaje mi się to bardziej tajemnicze niż gra na gitarze czy perkusji… Nie to, że umiem grać na gitarze czy na perkusji, ale wiem, jak te instrumenty działają i jaka jest logika ich wykorzystania. A w przypadku elektroniki bardzo często ta logika pozostaje dla mnie nieodgadniona.
Jacaszek – FINA na ucho
Na sam koniec chciałabym się podzielić z wami bardzo fajną inicjatywą, na którą niedawno wpadłam w sieci. Otóż okazuje się, że od 2017 roku istnieje taka instytucja państwowa jak Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny (w skrócie FINA). Zadaniem tego instytutu jest nagrywanie, archiwizowanie i upowszechnianie „polskiego dziedzictwa audiowizualnego”. Brzmi to pompatycznie, ale tak naprawdę wydaje mi się to bardzo dobrą inicjatywą. W końcu ktoś dostrzega, że kultura to nie tylko literatura i obrazy! Zwłaszcza kultura współczesna!
W ramach archiwizowania i upowszechniania FINA organizuje między innymi koncerty, tak zwane „FINA na ucho”. Są to godzinne występy różnych artystów i artystek, raczej z tych kręgów bardziej niszowych niż radiowy pop czy disco polo. Fani polskiej muzyki alternatywnej znajdą tam mnóstwo perełek: Enchanted Hunters, Coals, Julia Marcell… Te koncerty są oczywiście rejestrowane, i można je później obejrzeć całkiem za darmo na stronie ninateka.pl. i wiele, wiele innych. Co ciekawe, inicjatywa ta działa wciąż pomimo pandemii – po prostu teraz na sali nie ma publiczności.

W styczniu miałam olbrzymią przyjemność oglądać na żywo koncert Księżyca, organizowany właśnie w ramach FINA na ucho. Zapis z występu nie jest jeszcze dostępny w archiwum, ale jak tylko się pojawi, na pewno dorzucę link do listy 🙂 A tymczasem chciałabym zaproponować wam obejrzenie koncertu Jacaszka, na którym odgrywa utwory ze swojego albumu KWIATY. O tej płycie pisałam jakiś czas temu w samych superlatywach i z przyjemnością donoszę, że na żywo również wypada urokliwie. Chociaż, nie wiem czemu, miałam wrażenie, że w wersji koncertowej te utwory stają się nieco… mniej gęste. Może to kwestia aranżu: razem z Jacaszkiem wystąpiła wokalistka, Hanna Malarowska oraz harfistka, Sandra Kopijkowska i mam wrażenie, że muzyk zrobił im dość dużo „miejsca” na scenie. Ale takie lżejsze wersje utworów też mi bardzo przypadły do serduszka.
(Aby przejść na stronę koncertu, należy kliknąć zdjęcie)
I to już koniec mojej listy na dzisiaj… ciekawe, czy za rok będę robić kolejną, czy też rzeczywistość przedpandemiczna do nas wróci w jakiejś formie. Trochę liczę na to drugie, przynajmniej jeśli chodzi o wydarzenia towarzysko-artystyczne. Mogę żyć bez wielu rzeczy, ale za muzyką na żywo naprawdę mi tęskno ;(
____________________
*Co jakiś czas ktoś mi przypomina, że wielu ludzi w koncertach widzi okazję do napicia się i gadania ze znajomymi. Za każdym razem doznaję wtedy uczucia „błędu w Matrixie”. Okej, też lubię wprowadzić się w stan lekko upojny i gadać ze znajomymi między piosenkami, ale mogę też to robić poza koncertami? A na samych koncertach jednak skupiam się na muzyce i tym, co się dzieje wokół. Oczywiście nie chcę tu mówić, że inni ludzie przeżywają koncerty źle, po prostu to zabawne, jak bardzo różne osoby potrafią mieć różne podejście i jak łatwo czasem zapomnieć o innych perspektywach niż nasze własne.
**Podobno to był efekt komputerowy tworzony w czasie rzeczywistym, to znaczy nikt nie wyświetlał tego na wyspie, tylko ten efekt był nakładany przez streamera, ale nie wiem, czy to prawda.