Cyberciała w teledyskach Grimes i Björk (Festiwal Nauki 2020)

W ramach warszawskiego Festiwalu Nauki miałam przyjemność współprowadzić spotkanie online połączone z warsztatami, które obracało się wokół kwestii cybercielesności w teledyskach i muzyce. Drugą prowadzącą była dr Agnieszka Kotwasińska, moja nauczycielka z amerykanistyki UW oraz recenzentka mojej smutnej magisterki. Za przykłady robocze wybrałyśmy twórczość Grimes i Björk, które fascynują mnie swoją twórczością, podejściem do nauki i problemów współczesnego świata (aczkolwiek przyznam, że w przypadku Grimes ta fascynacja nie jest do końca pozytywna).

Mimo licznych próśb nie mogłyśmy niestety nagrać tego spotkania, postaram się jednak odtworzyć jego przebieg w niniejszym tekście. Wprawdzie od 24 września minęło nieco czasu, nie gwarantuję więc, że przytoczę wszystko idealnie tak, jak to miało miejsce, ale postaram się jak najlepiej. Mam nadzieję, że moje zapiski będą dla was ciekawe i inspirujące, a także że zachęcą was do uczestnictwa w inicjatywach, które będziemy organizować w przyszłości.

Spotkanie rozpoczęła Agnieszka, która odpowiadała za wszystkie kwestie techniczne na Zoomie (na całe szczęście, jak się później okazało). Przedstawiła nas obie, a także pracownię Weird Fictions Research Group, w ramach której zorganizowałyśmy to spotkanie. Dla zainteresowanych: Weird — po polsku „Pracownia Narracji Dziwnych” — to inicjatywa wyrosła na gruncie amerykanistycznego koła studenckiego W.E.I.R.D. Działamy od 2018 roku i zajmujemy się science fiction, fantasy, horrorem, oraz, oczywiście, weird fiction (uproszczona definicja Asi: to taki rodzaj fantastyki, który nie do końca mieści się w żadnej z powyższych kategorii, ale jest mroczny i super). Powoli rozwijamy naszą działalność również na pola pozauniwersyteckie, czego przykładem był między innymi warsztat, o którym piszę. Jeśli brzmi to dla was interesująco, zachęcam do śledzenia naszych poczynań na fejsbuczku: klik!

No dobrze, wystarczy tej autoreklamy… Pora przejść do spotkania, które zaczęło się od interaktywnego wstępu:

Poprosiłyśmy uczestniczki i uczestników o obejrzenie zamieszczonego teledysku i podzielenie się wrażeniami na Zoomowym czacie. Zaznaczyłam przy tym, że być może część z osób biorących udział zna ten utwór i wideoklip, ale mimo wszystko proszę o próbę spojrzenia „świeżym okiem”, lub sięgnięcia pamięcią do momentu, w którym zobaczyli ten teledysk po raz pierwszy.

Przedstawiłyśmy również pytania pomocnicze, które — jak uznałyśmy — mogą pomóc w ujęciu wrażeń w słowa, zwłaszcza jeśli dla kogoś był to pierwszy kontakt z tym utworem. Jeśli chcecie, możecie powtórzyć to ćwiczenie we własnym zakresie teraz, w trakcie lektury i dać znać w komentarzach, jakie są wasze odczucia i opinie 🙂

W trakcie dyskusji na spotkaniu uczestniczki zauważyły, że świat przedstawiony w teledysku jest zimny i odległy. O ile dobrze pamiętam, padło też sformułowanie „niepokojący” i coś o osamotnieniu. Agnieszka zwróciła uwagę na „pokawałkowanie ciała” w teledysku i faktycznie, jeśli się dobrze przyjrzeć, to tańczące cyberciało Grimes (albo jej awatara?) faktycznie nie jest przedstawiane jako całość, bardziej jako seria mniej lub bardziej seksownych fragmentów. Zauważyłyśmy też, że wykorzystano tu charakterystyczny trop wizualny: przedstawianie prądu/energii jako niebieskiego światła. To jest coś, co przewija się w wielu filmach, serialach i innych mediach wizualnych: elektryczność zawsze jest świetlista, ale też przedstawiona w zimnych barwach. Nie zawsze jest to niebieski, w Matrixie na przykład użyto jadowitej zieleni… Ale zawsze jest to chłodna paleta. Tak jakby ciepłe barwy były zarezerwowane dla życia organicznego, a zimne — dla cyfrowego.

Po zakończonej dyskusji przeszłyśmy do przygotowanej przeze mnie części wykładowej. Jak zwykle miałam problemy, by nie eksplodować zbytnio entuzjazmem i nie zagarnąć całej przestrzeni dla siebie… #nerdalert

Zaczęłam od bardzo skróconego przedstawienia Björk i jej twórczości. Niestety, czas nas gonił, więc mam prośbę do wszystkich fanów artystki: wybaczcie mi wszelkie skróty, których musiałam się dopuścić.

Z rzeczy, o których nie napisałam na slajdzie powyżej: droga Björk od gwiazdy pop-rocka do gwiazdy awangardy jest absolutnie fascynująca. To znaczy, ona zawsze była oryginalną osobowością i miała mnóstwo kreatywnych pomysłów, natomiast jej kariera w latach dziesiątych skręciła w stronę sztuki nowoczesnej (ale w tym najlepszym wydaniu) i projektów wykraczających ambicjami poza świat muzyki… o których niestety nie miałam czasu powiedzieć na spotkaniu, ale na pewno kiedyś to zrobię.

Wspomniałam o tym, że tematy science-fiction i posthumanistyczne pojawiały się w twórczości Björk już wcześniej. Miałam tu na myśli między innymi utwór „All Is Full Of Love” z płyty Homogenic (być może kojarzycie okładkę z Björk ucharakteryzowaną na techno-gejszę, jest widoczna pod linkiem). Teledysk w reżyserii Chrisa Cunnighama przedstawia rozkwitające uczucie pomiędzy dwoma androidami, czyli coś, co — jeszcze — pozostaje w sferze fantastyki i dywagacji post- oraz transhumanistycznych. Utwór ten na stałe zapisał się w dyskografii Björk: w głosowaniu fanowskim został wybrany jako utwór rozpoczynający płytę Greatest Hits, a dla androidów z teledysku znalazło się miejsce w muzeum MoMA, na wystawie poświęconej islandzkiej artystce (zdjęcie w prawym dolnym rogu slajdu).

Na ostatnich trzech płytach jednak tematy futurystyczne i posthumanistyczne stały się dominującym motywem w twórczości Björk. Można wręcz powiedzieć, że je definiuje na wielu poziomach muzycznych i wizualnych.

W tym miejscu wypada wyjaśnić, co oznacza słowo „posthumanizm”, które wracało w mojej wypowiedzi jak bumerang…

Najprościej rzecz ujmując, posthumanizm to pewien trend, który pojawił się na przełomie wieków w humanistycznej filozofii i szeroko rozumianym „dyskursie”. Wychodzi on z założenia, że pojęcie humanizmu, jakkolwiek brzmi bardzo szlachetnie i etycznie, ma jednak swoje ograniczenia. Po pierwsze, jak sama nazwa wskazuje, skupia się na człowieku i jego wartościach, pomijając takie drobiazgi jak florę, faunę i ekosystemy wokół. Niekoniecznie prowadzi to do dobrych rzeczy: zarówno obecny kryzys klimatyczny jak i hodowle przemysłowe wiecznie zapładnianych krów można uznać za spadek po humanizmie. Po drugie, jeśli spojrzymy na humanizm historycznie, to szybko się okaże, że pojęcie człowieka przez baaardzo długi czas nie uwzględniało wszystkich ludzi. Użycie figury „white cis males” wcale nie będzie tutaj przesadą (co prawda jest zachodniocentryczne, ale pojęcie humanizmu też w sumie takie jest, więc wszystko się zgadza). Posthumanizm dostrzega te problemy i stara się przemieścić podmiot wszelkiego rodzaju rozważań poza wąskie spektrum humanizmu na wykluczane mniejszości, kobiety, ale przede wszystkim na podmioty poza-ludzkie, czyli zwierzęta, rośliny, całą naturę. Bywa to dość trudne w skonstruowaniu i odbiorze, ale jest bardzo ciekawym ćwiczeniem intelektualno-empatycznym.

Przy czym muszę tutaj podkreślić potencjalną pułapkę językową, wyszczególnioną również w prezentacji: pojęcie posthumanizmu często miesza się z transhumanizmem. Transhumanizm to nurt w nauce i filozofii, który ostatecznie skrystalizował się w latach 90. XX wieku i skupia się na koncepcji wyniesienia człowieka ponad jego biologiczne ograniczenia, swoistej transcendencji za pomocą technologii. Mowa tu między innymi o chipach, wszczepach, sztucznych narządach, integrowaniu ludzkiej świadomości ze światem wirtualnym, przedłużaniu życia… All that jazz znany z gier i popularnych filmów i seriali science-fiction. Przykładem jest chociażby film Transcendencja z Johnnym Deppem. Nie jest to dobry film, ale ukazuje jedną ze sztandarowych wizji transhumanizmu i lęki z nią związane. Choć oczywiście każdy transhumanista powie, że nieee, ten ruch wcale tak nie wygląda — ale cóż, tak się go często prezentuje w popkulturze.

Transhumaniści używają w swojej terminologii pojęcia „post-człowiek” (posthuman) na określenie jednostki, która swoje ograniczenia przekroczy. Stąd też w kręgach akademickich wciąż wielu ludzi utożsamia posthumanizm z transhumanizmem, rozumiejąc go jako posthuman-izm, czyli ruch skupiający się na tej koncepcji postludzi. Ja jednak w prezentacji (i w życiu) idę tropem osobnego dyskursu, proponowanego przez takie osoby jak Rosi Braidotti czy Monika Bakke jako przekraczanie humanizmu. W takim ujęciu nasz posthumanizm byłby raczej złożeniem „post” + „humanizm”, czyli „po humanizmie”.

Warto jeszcze dodać dwie rzeczy, o których wspomniała Agnieszka. Uno: transhumanizm może się wydawać nam dużo bardziej znajomy, bo też jest dużo lepiej zakotwiczony w popkulturze. Wprawdzie dyskurs posthumanistyczny też się ostatnio w niej pojawia, na przykład w trylogii Jeffa VanderMeera i jej ekranizacji, filmie Anihilacja, ale jednak powiązane z transhumanizmem tematy są w większości. Dos: dyskurs transhumanistyczny w popkulturze często łączy się z lękami, co może pójść nie tak. Przykładem jest chociażby wspomniany wcześniej film Transcendencja, ale też wiele odcinków Black Mirror porusza podobne tematy.

A jak to wszystko ma się do Björk?

Zacznijmy od płyty Biophilia z 2012 roku. Wszystkie utwory z tego albumu zostały obudowane wokół konkretnych fenomenów szeroko rozumianej natury i nauki: mamy piosenkę o księżycu, wirusie, ciemnej materii, piorunie i tak dalej. Znalazło się też miejsce dla pojęć powiązanych z czasem („Solstice”, czyli przesilenie i „Cosmogony” – narodziny kosmosu). Björk łączy wybrane przez siebie motywy ze stanami ludzkiego umysłu. Przykładowo, w utworze „Crystalline” wykorzystuje wzrost kryształów jako metaforę rozwoju wewnętrznego i pokonywania własnych lęków („stajesz się iskrą, gdy pokonasz lęki”). Nawiązania do natury nie kończą się jednak na warstwie tekstowej, sięgają również muzyki, która ma odwzorowywać treść piosenek w ich brzmieniu. Odwołam się znowu do przykładu „Crystalline”: w tym utworze ważną rolę odgrywa klawesynowo brzmiący rytm, który może się kojarzyć z iskrzeniem. Kryształy, iskrzenie… Ma to sens, choć wymaga dość sporego zaangażowania wyobraźni. Może właśnie dlatego całkiem sporo krytyków uznało ten album za nieudany, pretensjonalny eksperyment (głupki…) — żadna z piosenek nie brzmi tu standardowo, wszystko jest podporządkowane konceptowi, co może czasem okazać się trudne w odbiorze dla kogoś, kto spodziewał się popu. Mam nadzieję, że to, co piszę, was nie zrazi: ten album jest naprawdę fantastyczny, tylko po prostu może trochę zaskoczyć.

Metaforyka wykorzystana przez Björk w Biophilii bardzo mocno kojarzy mi się ze wspomnianą wcześniej Rosi Braidotti i jej książką Po człowieku, w której opisuje proces wychodzenia poza antropocentryzm: stawanie się zwierzęciem, stawianie się ziemią i stawanie się maszyną. Pamiętam, że jak czytałam Braidotti parę lat temu, mózg mi się zesmażył na próbie wyjaśnienia, jak to właściwie miałoby wyglądać (za to w streszczeniu Dave’a Shawa wszystko wydaje się takie proste… Muszę wrócić do Braidotti i zobaczyć, czy wciąż jest tak trudna, jak mi się zdawało parę lat temu). Nie zmienia to jednak faktu, że hasła zostały mi w głowie i słuchając Biophilii miałam poczucie, że nareszcie czuję — może niekoniecznie wiem intelektualnie, ale czuję — o co mogło w Po człowieku chodzić. Swoją drogą to niesamowite, książka Braidotti ukazała się zaledwie rok po albumie… Jest coś takiego, że niektóre idee ukazują się w różnych wersjach i miejscach niemal w tym samym czasie. Dla mnie takie korelacje nigdy nie są przypadkowe, bardziej wyrażają jakiegoś ogólnego „ducha historii” danego momentu 🙂

Kolejna płyta, Vulnicura, dotyka bolesnych tematów i trudnego okresu w życiu artystki: rozwodu z wieloletnim partnerem życiowym i negocjacji odnośnie opieki nad córką. Nic więc dziwnego, że jest mroczniejszy w tonie: zarówno muzycznie jest dużo cięższy (zamiast radosnego plumkania i iskrzenia jest dużo gęstych sampli), to również tekstowo i wizualnie artystka odwołuje się do trudniejszych uczuć. Björk odwołuje się w nim do imaginarium tradycyjnego science-fiction, a w jej futurystycznym stroju dominującym elementem jest dziura po sercu. W teledyskach zaś sięga po efekty komputerowe i eksperymenty z VR. Przyznam szczerze, dla mnie to dużo mniej przyjemna płyta niż Biophilia i ciężko mi się jej słucha. Z tego też powodu nie skupiałam się na niej bardzo w czasie spotkania.

Co innego Utopia z 2017 roku, stanowiąca odpowiedź i lustrzane przeciwieństwo Vulnicury. O ile w 2015 roku artystka wyrzucała z siebie negatywne emocje związane z rozwodem, o tyle w Utopii zwraca się ku przyszłości z optymizmem i postanowieniem zmiany świata na lepsze. Zmianę tę widać we wszystkich warstwach albumu. Muzycznie ciężki klimat i przytłaczająca elektronika z Vulnicury ustępują miejsca fletowi — który według instrukcji artystki miał brzmieć jak „małe żyrafy albinosy”, cokolwiek to według niej znaczyło 🙂

Oczywiście warstwa wizualna również uległa transformacji. Powyższy slajd ilustruje wizualną stronę Utopii, przedstawioną w teledyskach. Jak widać, dziura w sercu została wypełniona: w klipie do „The Gate” staje się bramą i źródłem światła, w piosence „Utopia” zaś wyrasta z niej orchidea. We wszystkich teledyskach do tego albumu widać też bardzo duże zaufanie ciału i cielesności. Czasem przechodzi ona w sferę seksualności, tak jak w „The Gate”, gdzie możemy obserwować taniec/stosunek Björk z osobowością cyfrową (kolejne wcielenie idei pokazanej w „All Is Full Of Love”). Czasem zaś to ciało przenosi się w strefę cyfrową i podlega przekształceniom, tak jak w „Loss”, gdzie dwie meduzotwarze Björk prowadzą dyskusję o świetle i mroku. Tematy widoczne na Biophilii wracają na Utopii w nieco innym kontekście, ale wciąż wydają się żywe i aktualne.

Zawierzenie własnemu ciału i optymizm — choć niepozbawiony wątpliwości — widać też w tekstach. Poniżej zamieszczam slajd z tłumaczeniem fragmentów utworu „Body memory”:

Prawdę mówiąc, im dłużej badam twórczość Björk, tym bardziej jestem nią zachwycona i mogłabym jeszcze duuużo o niej mówić. Ale pora już najwyższa, by przejść do drugiej gwiazdy wieczoru…

Siłą rzeczy, Grimes jeszcze nie może się pochwalić tak bogatą dyskografią jak Björk: nie dość, że jest młodsza i gra krócej, to w swojej twórczości bardzo dużą rolę przykłada do DIY (do it yourself). Oznacza to, że zajmuje się produkcją niemal każdego aspektu swojej twórczości, od programowania beatów po tworzenie okładek. Siłą rzeczy, zajmuje to wtedy więcej czasu. Postanowiłam zestawić ją z Björk, ponieważ Miss Anthropocene — album, który wywołał bardzo dużo szumu w świecie muzycznym — pod wieloma względami dotyka podobnych kwestii, co twórczość Islandki, choć podchodzi do nich w inny sposób.

Na samym początku skupmy się na nazwie albumu, która przyciąga uwagę na parę różnych sposobów. Z jednej strony można ją odczytać jako zakodowanie słowa „mizantrop” (uproszczona definicja Asi: hejter ludzkości), z drugiej zaś stanowi wyraźne nawiązanie do koncepcji antropocenu.

Czy faktycznie aktywność ludzkości wywarła aż taki wpływ na planetę, że byłaby widoczna w jej strukturze geologicznej? Zdania na ten temat są sprzeczne. Niektórzy naukowcy argumentują, że widać ją poprzez dziury stworzone przez wykorzystywanie przez ludzkość zasobów kopalnych, inni — że chodzi o warstwę plastiku, która utrwali się tak, jak niegdyś skamieliny. A jeszcze inni twierdzą, że to w ogóle bzdura. Nie zmienia to faktu, że antropocen stał się bardzo chwytliwym słowem w dyskusjach humanistycznych i ekologicznych, oraz podbudową dla wielu ekofilozofów i nie tylko.

(ten slajd przedstawia zmiany w ziemskim ekosystemie od 1750 do 2010 roku. Widać na nim wzrost ilości CO2, temperatury, metanu, deforestacji, rozchwianie poziomu ozonu i wiele innych rzeczy)

Biorąc pod uwagę, jak ważnym i kontrowersyjnym politycznie tematem są zmiany klimatu, nic dziwnego, że płyta o tytule Miss Anthropocene przyciągnęła uwagę krytyków. Zwłaszcza, że promowano ją między innymi poprzez billboardy z hasłami „globalne ocieplenie jest dobre”…

(tłumaczenie twitta: „Grimes reklamująca swój album billboardami, które mówią „zmiana klimatu jest dobra” jest szczytem czegoś. Jeszcze nie wiem, czego”.)

Jak tłumaczyła sama Grimes w wywiadach oraz na swoich mediach społecznościowych, Miss Anthropocene miała być boginią postępu i zniszczenia, z perspektywy której dążenie ludzkości do samozagłady faktycznie jest świetnym żartem. Czyli mamy tutaj do czynienia z przyjęciem perspektywy „złoczyńcy”… Ryzykowne, ale wzbudzało zainteresowanie. Miss Anthropocene, istota „stworzona z kości słoniowej i ropy naftowej” (cytuję tu Grimes) jest widoczna na materiałach promocyjnych, okładkach singli oraz płyty. Jak widać, jest to postać bardzo odrealniona, a równocześnie w pewien sposób stwarza się sama.

(po prawej mamy okładkę albumu, po lewej – fragment okładki singla i lepszy widok na cyfrową wersję „Miss Anthropocene”)

Po premierze płyty okazało się jednak, że koncept Grimes poszedł w nieco inną stronę. Samej Miss Anthropocene nie uświadczymy na albumie. Każda piosenka za to odzwierciedla perspektywę innego bóstwa czy też demona z „nowego panteonu” technologii. Ich listę, zaczerpniętą z posta artystki na facebooku i przetłumaczoną przeze mnie, widać poniżej:

Jak widać, panteon Grimes obraca się raczej wokół kwestii personalnych i wewnętrznych. Nie ma tutaj za wiele odniesień do światowej polityki czy też kwestii co robić/czego nie robić w sprawie zmian klimatu. Kanadyjka poszła raczej w stronę reakcji na antropocen i zjawisk, które mu towarzyszą. Czy udało jej się tchnąć życie w ten koncept? No cóż… Opinie są dość spolaryzowane. Osobiście, jako słuchaczka, średnio za nim przepadam, łagodnie mówiąc: jakoś mam wrażenie, że pomysły Grimes, choć potencjalnie fajne, nie są do końca czytelne dla kogoś, kto nie interesował się płytą wcześniej… Nie zmienia to jednak faktu, że jest to ciekawy tekst kultury do badania.

Na powyższym slajdzie widać fragmenty najważniejszych teledysków Grimes do albumu (powstało też kilka innych i potencjalnie powstanie jeszcze więcej). Co ciekawe, wszystkie te klipy podążają za pewną formułą: jest na nich śpiewająca, czasem tańcząca Grimes — czy to we własnej osobie, czy to jako cyfrowy awatar — umieszczona w wirtualnie wykreowanej rzeczywistości. W zależności od teledysku przestrzenie wokół niej się zmieniają, ale właściwie… To tyle. Wiem, że niby o części Björk można powiedzieć to samo, ale jednak są one bardziej zróżnicowane + samo ciało Islandki również podlega w nich modyfikacjom. Grimes natomiast strzeże integralności swojego teledyskowego „ja”, choć chętnie zmienia makijaże, fryzury i stroje. A może nie tyle strzeże integralności, co czyni z siebie główny temat dla kamery. Pytanie, czy odgrywa w teledyskach Miss Anthropocene, czy też jest na nich sobą? Sądząc po wypowiedziach artystki, odpowiedź plasuje się gdzieś pomiędzy tymi dwoma opcjami, co z pewnością nie ułatwia zdekodowania ich przesłania (o ile jest jakieś, ale zakładam, że nawet nieintencjonalnie te teledyski coś mówią).

Chyba potrzebujemy więcej dawki humanistycznej teorii, żeby to zrozumieć 🙂 W tym momencie przeszłyśmy z Agnieszką do osadzania postaci z teledysków w kontekście „cyber”. Jasne, cyfrowe ciała istnieją w twórczości obu artystek, to WIDAĆ. Ale jak właściwie rozumieć to „cyber”? Agnieszka zaproponowała sięgnięcie po koncepcję cyberpunka:

Oczywiście nie w każdym cyberpunkowym dziele wystąpią wszystkie elementy wymienione na slajdzie powyżej. Na przykład w Blade Runnerze wcale nie ma za wiele rzeczywistości cyfrowej, która jest sztandarowo z cyberpunkiem kojarzona (choć, co ciekawe, w oryginalnej powieści Philipa K. Dicka, Czy androidy śnią o elektronicznych owcach?, motyw przestrzeni wirtualnej występuje. Polecam, to bardzo dobra książka. Ma diametralnie inny nastrój od filmu, ale to tym lepiej, nie będzie wrażenia powtórki).

Problem z cyberpunkiem i narosłym na wprowadzonych przez niego motywach science-fiction jest taki, że wielu twórców wykorzystywało ten setting przez pryzmat swoich uprzedzeń. Uprzedmiatawianie kobiet, jechanie po biednych, to tylko kilka problematycznych elementów towarzyszących tak zwanym klasykom gatunku. Agnieszka zwróciła też uwagę, że w cyberpunku często pojawia się motyw kobiet-cyborgów, które nie wiadomo, czy są jeszcze ludźmi, czy są już bardziej maszynami do zabijania i seksu (tak jak Molly z Neuromancera). Wizja cyborga, którą ja później przedstawiłam, powstała między innymi w odpowiedzi na ten problem:

Tak w ogóle to lata 80., czyli czas powstania cyberpunku, ale też przedstawianego wyżej Manifestu cyborga (albo „cyborgów”, są różne tłumaczenia), to był moment gwałtownej fali nastrojów antyfeministycznych w USA. Z jednej strony panowało przekonanie, że feminizm już spełnił swoje zadanie i nie jest potrzebny, z drugiej zaś — jego osiągnięcia były mocno podważane. To chyba nieprzypadkowa korelacja, że — parafrazując Bojacka Horsemana — w latach 80. wszyscy mieli świra na punkcie lat 50. Ta nostalgia odbijała się również społecznie. A z drugiej strony to właśnie w 1985 roku powstał Manifest cyborga, którego zasadniczą treścią jest ukazanie wagi feminizmu intersekcjonalnego. Jak pisała Haraway bowiem, przedstawiona przez nią istota przyszłości miała właśnie wywodzić się z grup najmniej uprzywilejowanych, czyli ze środowisk kolorowych kobiet. Mało tego, w tym samym roku ukazał się sztandar feminizmu, powieść Margaret Atwood, Opowieść podręcznej. Ciekawy okres, ciekawy rok.

Ale wracając do samych cyborgów: wyraźnie widać, że koncepcja Haraway niekoniecznie pokrywa się z utrwalonym w popkulturze stereotypem…

(zdjęcie po prawej to Björk z teledysku VR nagranego na potrzeby wystawy Björk Digital)

W kolektywnej wyobraźni cyborg został utrwalony jako RoboCop i Terminator: istota ludzka zjednoczona z technologią na najbardziej podstawowym, „mięsnym” poziomie. Taką wizję promuje między innymi cyberpunk. Choć trzeba przyznać, że nie tylko, akurat odnośnie jednoczenia się z technologią ten gatunek ma dużo różnych wizji do zaproponowania… Ale RoboCopy należą do tych popularniejszych. Tymczasem można też rozumieć to zespolenie mniej dosłownie, na poziomie filozoficznym. Jest to, moim zdaniem, trochę ciekawsza koncepcja i bardziej, hm… egalitarna. Bo jednak nie zapominajmy, że tworzenie oraz implementacja czipów i nie tylko będą kosztownymi zabawami, które mogą doprowadzić do pogłębienia nierówności. I to jest aspekt istotny dla literatury cyberpunkowej, natomiast w filmach… bywa z tym różnie.

Okej, na slajdzie poglądowym zaprezentowałam dychotomię RoboCop kontra Björk, a co z Grimes? Na warsztatach zaryzykowałam wyrażenie tezy, że Björk bardziej wpasowuje się w myślenie posthumanistyczne, natomiast Grimes, co ciekawe, bardziej wchodzi w transhumanizm… To znaczy, na podstawie jej płyty dość trudno to ocenić, prawdę mówiąc. Ale jeśli się poczyta o jej dodatkowych projektach, poglądach, a także lękach, to moim zdaniem zdecydowanie bardziej się zbiegają z trans- niż post-humanizmem. Natomiast nie jest to teza, której broniłabym własnym życiem, jeśli macie inne zdanie na ten temat, to rozumiem.

Jak zwykle, rozgadałam się nieco poza założone ramy czasowe, musiałyśmy więc szybko przejść do kolejnej części warsztatowej.

Tym razem poprosiłyśmy osoby uczestniczące o obejrzenie teledysku Björk. Ponownie zachęciłyśmy do spisania i wyrażenia własnych odczuć i opinii, tym razem jednak w połączeniu ze świeżo przedstawionym kontekstem teoretycznym — oczywiście na miarę możliwości, to była potężna dawka terminów i ciężko oczekiwać, że od razu wszystkie wejdą jak w masło. Mimo wszystko jednak warto próbować sił w interpretacji za pomocą nowych narzędzi.

Również i tym razem zaproponowałyśmy pytania pomocnicze. Ponownie zachęcam do próby wykonania ćwiczenia we własnym zaciszu domowym — serio jestem ciekawa, jakie reakcje wywołują oba zaproponowane teledyski!

W dyskusji pojawiły się bardzo ciekawe głosy. Między innymi wypowiedziano opinię, że w „Tabula Rasa” Björk nie tyle przekracza, co wręcz odrzuca człowieczeństwo i technologię, proponując w zamian całkowite zjednoczenie się z naturą. Biorąc pod uwagę, ile technologii zostało wykorzystane do stworzenia tego teledysku nie wiem, czy się zgadzam z tą interpretacją, ale na pewno jest ona ciekawa. Ktoś również powiedział coś w stylu „nie mam na ten temat żadnych odczuć, bo ciężko jest mieć odczucia na temat czegoś nieuniknionego”. Boję się, że przekręciłam tę wypowiedź… Ale tak zapamiętałam jej wydźwięk. Angieszka zresztą też wyraziła opinię, że nie bardzo ma jakieś osobiste odczucia odnośnie tego teledysku, bo w ogóle niespecjalnie do niej przemawia nowa twórczość Björk, na żadnym poziomie. Dla mnie to były bardzo ciekawe opinie, jako że osobiście miałam zupełnie przeciwstawne wrażenia — mówiąc wprost, transformacje przedstawione w „Tabula Rasa” mogłam obejrzeć tylko dlatego, bo wcześniej obejrzałam teledysk do „Loss” (ten z dwoma twarzami), od którego mi było fizycznie niedobrze. Nie zrozumcie mnie źle, estetycznie zarówno klip do „Loss” jak i „Tabula Rasa” są bardzo ładne i ciężko nie być pod wrażeniem zastosowanej technologii… Ale ta organiczność naprawdę wywoływała we mnie bardzo cielesny sprzeciw. I musiałam się do niej przyzwyczaić.

Na sam koniec zadałyśmy jeszcze dwa pytania:

Właśnie, czy w ogóle można uznać Grimes i Björk za cyborgi, nawet w tym Harawayowskim, filozoficznym sensie? Osobiście skłaniam się ku odpowiedzi, że tak, chociaż każda z nich zdaje się skupiać — raczej nieświadomie, ale widzę te zbieżności — na innym aspekcie tej koncepcji. Twórczość Björk z okresu Utopii idealnie rezonuje z fragmentami Haraway na temat odcięcia się od przeszłości, cielesności i regeneracji. Posłuchajcie tekstu „Tabula Rasa”: „nie powtarzać błędów (ang. „fuck ups” — przyjmę w komentarzach propozycje tłumaczenia!) naszych ojców”… Myślę, że Haraway na pewno spodobałby się ten fragment. Co więcej, lepiej też pasuje do kryterium intersekcjonalności. O ile ciężko nazwać Björk nieuprzywilejowaną, zwłaszcza na tym etapie kariery, i nie jest ona przedstawicielką mniejszości, to jednak… Kurczę, jest coś takiego w kulturowym przedstawieniu Skandynawii, a zwłaszcza Islandii, co narzuca pewną egzotyzację. Przyjazną, ale zawsze. Szczególnie to się tyczy kontekstu Stanów, gdzie w ogóle spojrzenie na Europę bywa mocno przerysowane. Może więc Björk nie jest członkinią mniejszości, ale też nie jest tam traktowana jak każda inna gwiazda show biznesu. Jeśli zaś chodzi o Grimes… Jak wspominałam na warsztatach, jej wizja Miss Anthropocene okazała się dość chaotyczna i fragmentaryczna, co znalazło swoje odbicie w opiniach krytyków. Ale właśnie ta cecha sprawia, że za każdym razem, gdy myślę o tej płycie, przypomina mi się fragment „cyborg z uporem i świadomością poddaje się fragmentaryzacji, lubi ironię”. Lubi też sprzeczności, a przynajmniej nie daje się im zatrzymać. Może taka pełna sprzeczności wizja właśnie pasuje lepiej do cyborga niż dopieszczane, tak spójne że aż sterylne światy? Nie wiem, ale jakoś mi to współgra. Poza tym Grimes bardzo lubi ironię, a duża część jej wypowiedzi jest tak skontruowana, że w sumie nie wiadomo, czy mówi na serio, czy też wkręca swoich odbiorców w trolling. Fragment o nieustannej renegocjacji też pasuje, biorąc pod uwagę, jak ewoluowała i wciąż ewoluuje jej koncepcja muzyczna najnowszego albumu…

Niestety to był właśnie ten moment, w którym zwiesił mi się internet 😦 Niestety więc przegapiłam część dyskusji. Dobrze, że to nie ja byłam gospodarzem spotkania… Wróciłam po sześciu minutach i na szczęście nic się nie zawaliło w tym czasie, natomiast obawiam się, że dyskusja na czacie mi przepadła i nie jestem w stanie jej przytoczyć. Mogę jedynie powiedzieć za siebie, że choć wizje Björk bardziej podobają mi się ideologicznie — są optymistyczne i pełne życia, a poza tym niespecjalnie kupuję całe to „patrzenie oczami złej bogini” Grimes — to jednak Miss Anthropocene korzysta z tropów, na których się wychowałam i przez to… Jakoś łatwiej jest mi wejść w ten świat. Nie budzi we mnie takiego odruchu ucieczki przed obcym, jak to miało miejsce przy teledyskach Björk. Ale czy „komfortowe” zawsze oznacza „lepsze”? Chyba niekoniecznie.

Na tym mniej więcej zakończyły się warsztaty. Osobiście bawiłam się świetnie, Agnieszka i znajomi uczestnicy z bloga też wydawali się zadowoleni… Co tylko mnie zachęca do organizowania większej ilości podobnych inicjatyw! Mam nadzieję, że powyższy wpis zachęci was do udziału w przyszłych wydarzeniach organizowanych przeze mnie i/lub grupę Weird. Polecam i zapraszam 😀

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s