Jest coś naprawdę niesamowitego w tym, jak Internet pozwala odkrywać absolutnie nieoczywiste a zarazem cudowne melodie. Do niedawna wprawdzie nie czułam większej potrzeby na zapuszczanie się w nieznane zakamarki muzyczne: w końcu istnieje tyle „uznanych” płyt i utworów, których nawet jeszcze nie tknęłam! Ostatnio jednak coraz śmielej buszuję w otchłaniach Spotify i Bandcampa kierując się recenzjami i ulubionymi słowami-kluczami, a rezultatem jest między innymi odkrycie perełki z Aten: duetu Hada.
Natasa Koumi i Babis Nikou[1] pracowali nad zgromadzonym na płycie „Abrahadabra” materiałem w latach 2018-2020. Normalnie ten fakt nie wydawałby się zbyt interesujący, ale biorąc pod uwagę rosnący poziom globalnej atmosfery apokalipsy, zwłaszcza w roku 2019 i obecnym… Nie sposób nie wyczuć jej wpływu na tym albumie. Już pierwszy utwór, „Omen”, wprowadza nas w odpowiednio mroczny nastrój:
„Kwaśny deszcz spadnie nam na głowy / i wypali rany, którymi się wykrwawimy / toksyczne słońce chciwości znów wzejdzie / a nasze usta się stopią, zdradzone przez własne słowa”
Pesymistyczny ton, ustanowiony przez wstęp, utrzymuje się aż do ostatniego utworu. A choć w dalszej części albumu pojawia się też motyw miłości, to wciąż jest on nasycony pewną dawką zgorzknienia i poczucia nieuniknionego końca. W tekstach Hady, za które odpowiada Natasa, Eros i Tanatos (to nie jest dorabianie sobie filozofii, tak brzmi tytuł jednej z piosenek) ramię w ramię kroczą ku przyszłej zagładzie świata. W zasadzie na tej płycie nie ma ani jednej piosenki, którą można by było uznać za całkowicie niewinną. Owszem, niektóre utwory mogą się takie wydawać. Przykładowo drugi utwór z „Abrahadabra”, „Moonstone”, spokojnie mógłby prześlizgnąć się do naszego umysłu jako piosenka o miłości, a przedostatnie, „Little Lillies” całkiem zgrabnie podąża za formułą modlitwy. Mam jednak takie dziwne wrażenia, urocze porównanie „lśnisz jak nóż” i dość niepokojącą końcówkę „syn księżyca/którego posiadam” nie do końca się mieszczą w standardowym repertuarze piosenek miłosnych. A modlitwa „proszę zaakceptuj mnie/unieś mnie wysoko/pozwól mi spać w twoich ramionach” brzmi dość… Samobójczo, zwłaszcza w kontekście całości albumu. Niektórzy pewnie uznaliby to nagromadzenie mroku za dość pretensjonalne, ale mnie te teksty przekonują swoją obrazowością. Najbardziej pod tym względem spodobały mi się wymienione wcześniej „Omen” i „Little Lillies”, a także utwór: „56”. Od refrenu aż dostaję ciarek na rękach.
„Wewnątrz prawdy nowego świata / dziecko cicho umiera / ciepło ciemności nie jest już bezpieczne / od teraz wszyscy giną / a czy ja żyję?”
Zastanawiam się, na ile te teksty są odbiciem osobistego świata emocji Natasy, a na ile odnoszą się do świata zewnętrznego… Na przykład powyższy fragment z łatwością można by uznać za odnoszący się do COVID albo do problemu uchodźców. Nie jestem żadną specjalistką od polityki zagranicznej, ale nawet z perspektywy turystki można poczuć, że w Grecji aż się gotuje od napięcia. Wystarczy poczytać sobie trochę graffiti. Nie zdziwiłabym się wcale, gdyby teksty na ”Abrahadabrze” również wywodziły się z tego napięcia. Niestety, obecnie nie bardzo mam jak to zweryfikować…[2] Ale może w przyszłości nadarzy się okazja.
Tymczasem zaś skupię się na warstwie dźwiękowej, no bo jednak to też jest ważny element odbioru muzyki. Muszę przyznać, że dawno żadna premiera nie spodobała mi się brzmieniowo na tyle, by tu o niej pisać… Przy czym „dawno” oznacza tutaj „początek lipca”, kiedy odkryłam „Deep Blue” Louise Crane. A naprawdę staram się, słucham nowości, i kurczę nic. Nawet progowe premiery zostawiały mnie z uczuciem zawodu. A teraz W KOŃCU coś naprawdę weszło mi do głowy i to jest takie miłe uczucie ❤
Najbardziej trafne wydaje mi się porównanie „Abrahadabry” do twórczości muzycznej Jima Jarmuscha w Squrl[3], albo raczej do utworu „Hal” Yasmine Hamdan ze ścieżki dźwiękowej „Only Lovers Left Alive” (ale w tym utworze Jarmusch chyba tez grzebał przy aranżu, nie?). Chodzi mi tutaj o dominację niskich brzmień, a także pewną leniwość rytmu. Babis Nikou bowiem nie przyspiesza go bowiem, dopóki nie jest to absolutnie konieczne do rozładowania napięcia. Za to jak już to robi („Ataraxia”!!!), to naprawdę ciężko jest nie zacząć kiwać głową. Wracając jednak do muzycznych porównań: Hada brzmi dużo „czyściej” niż Squrl, a dodatkowo często sięga po elektroniczne klawiatury typowe dla muzyki gotyckiej spod znaku „Trzecia Strona Księżyca”. Na szczęście Nikou zachowuje pewną dyscyplinę kompozycyjną i nie nadużywa tych ozdobników. Stawia raczej na mądry minimalizm, pięknie komponujący się z wokalem. Natasa używa swojego głosu w różny sposób: czasem śpiewa wysokim, eterycznym głosem – ale nieprzesadnie wysokim, na moje ucho to mezzosopran – a czasami obniża go i wygłasza dramatyczne melorecytacje. Dość ryzykowny zabieg, ale na szczęście nie brakuje jej talentu interpretacyjnego. A poza tym jej mówiona barwa głosu brzmi pięknie i pasuje nastrojem do mrocznych tekstów.
Jedyną wadą „Abrahadabry” jest to, że… tak ciężko ją znaleźć. Ten album bowiem jest dostępny tylko na Bandcampie. Na YouTube trafiła tylko jedna piosenka, i to dzięki fanowskiemu teledyskowi. O Spotify można zapomnieć… Do wyboru mamy dosłownie słuchanie na Bandcampie wytwórni Swiss Dark Nights albo nic. I jak słuchacze i słuchaczki mają do tego dotrzeć, hm? Sama bym na pewno nie odkryła tego albumu sama z siebie (pomogła mi tutaj recenzja w Cemetery Confessions: A Goth Talk Podcast polecam!). Szkoda, wielka szkoda. Tym bardziej czuję się w obowiązku do zachęcenia was, byście dali tej grupie szansę. Obiecuję, że warto.
https://swissdarknights.bandcamp.com/album/abrahadabra
EDIT: dostałam wiadomość od Natasy z podziękowaniami (yay!) oraz linkiem do utworów na Youtube. Na pewno dla wielu osób to ułatwi słuchanie, więc dorzucam: https://www.youtube.com/playlist?list=PLGXwXj1JbHLhMv8QCUMPBqLJ9aroTeR39
EDIT 2: Po roku płyta pojawiła się na Spotify! https://open.spotify.com/album/6jh5W7WwVqx7XKb01wHv9C
____
[1] Odnalezienie jakichkolwiek informacji o tym zespole to niewdzięczne zadanie. Nawet nie mam tu na myśli bariery języka – po prostu podmioty tworzące ten duet są dość tajemnicze. Dowiedziałam się tylko, że Babis działa w różnych projektach muzycznych od 2016 roku – większość z nich jest tak samo niszowa jak Hada, więc wiele to wam nie powie – a Natasa jest reżyserką, scenarzystką i aktorką w grupie teatralnej Uzumaki. Swoją drogą, ciekawy jest ten ewidentny japoński trop w jej projektach, chętnie bym się dowiedziała, skąd ta inspiracja się wzięła. Nazwa zespołu, Hada, również jest bowiem wzięta z japońskiego: słowo to oznacza skórę. Skąd wiem, że chodzi akurat o japoński, a nie o jakieś inne słowo, które brzmi tak samo? Spójrzcie na ten znaczek przy nazwie zespołu na oznaczonym fanpejdżu. To właśnie japoński ideogram „hada”. 🙂
[2] Próbowałam nawet googlać po grecku przez tłumacza i nic 😦
[3] Przy okazji pisania tego tekstu odkryłam, że Squrl wydał nową płytę w tym roku (yay!) i że soundtrack do „Only Lovers Left Alive” zniknął ze Spotify (very not yay! *wściekła emotka*).
Jedna uwaga do wpisu “RAPORT Z PRZESŁUCHANIA: HADA 肌 „ABRAHADABRA” (2020)”