ODKRYCIA: ZESPÓŁ KSIĘŻYC

Ale jak to? Dopiero teraz? No co ja mogę rzec, tak wyszło… Choć zespół ten ma 30 lat i jest otoczony swoistym kultem w wielu kręgach, dopiero niedawno się z nim zapoznałam. I cóż mogę rzec, żałuję, że tak późno 🙂

Od czego by tu zacząć… Od historii zespołu nie, bo wszystko jest ładnie rozpisane na polskiej Wikipedii[1] i po co tutaj dublować treści. Może zacznę od gatunku, bo przyznam szczerze, że między innymi to przez długi czas wypychało Księżyc z mojej świadomości. Otóż projekt ten gra folk, a konkretniej „psychodeliczno-etniczny minimal”. Przyznam szczerze, że folk w dużych dawkach nigdy nie znajdował się w obrębie mojej strefy komfortu i nawet soundtrack Wiedźmina 3 jest dla mnie na dłuższą metę nieco męczący. Ale cóż, zespół objawił się na Spotify dzięki brytyjskiej wytwórni Penultimate Press[2], akurat miałam chęć na muzyczną eksplorację, postanowiłam więc odpalić, a niech się dzieje.

Kurczę, gdyby tak brzmiał soundtrack do Wiedźmina 3, to ograłabym w nim wszystkie side questy. Choć prawdę mówiąc, prędzej widziałabym muzykę tego rodzaju w produkcji typu Silent Hill. Projekt ten rozwija bowiem przed słuchaczami muzyczne mikroświaty, w których delikatność i eteryczność łączy się z grozą, horrorem, a czasem wręcz turpizmem. W Księżycu nie ma miejsca na przaśność i przyciężką „słowiańskość”. Jest za to masa przestrzeni na niesamowite damskie wokale, przechodzące od tradycyjnie brzmiących zaśpiewów przez subtelne ambientowe wokalizy – obecne na przykład we wspaniałym, wiedźmowym utworze „Klawesynowa” – aż do upiornych krzyków (takich jak w kompozycji „Chodź”). Instrumentarium rozpina się na podobnej skali, przy czym warto zauważyć, że większość muzyki została zagrana na tradycyjnych instrumentach: różnego rodzaju klawiszach i dęciakach, skrzypcach, akordeonie, lirze korbowej[3]. Przy czym nie sądziłam, że kiedykolwiek użyję słów „akordeon” i „lekkość” w jednym tekście, a tutaj proszę, Księżyc wyczynia właśnie takie cuda. Sprawia też, że o dziwo! nie wzdrygam się na dźwięki saksofonu.[4] Serio, ten zespół wyczynia istne cuda z moim gustem i sprawia, że wszystko, czego w teorii nie lubię, nagle brzmi tak jak lubię. Czyli czasem jak soundtrack do „Dark”, czasem jak motywy z „American Horror Story”, czasem lekko cyrkowo, a czasem po prostu… mrocznie i eterycznie.[5]

Nie można też nie wspomnieć o tekstach, sięgających po najbardziej upiorne obrazki z tradycji folkowo-literackich i mieszających je w cudownie gotycką polewkę. Czuć w nich pewną dozę folkowych i etnicznych inspiracji, choć nie jest to słowiańskość dosłowna, oparta na szczątkach bestiariusza i mitów… Bardziej chodzi o samą melodię języka polskiego, rytm i obrazowość, która chyba nie robiłaby takiego upiorno-zabawnego wrażenia w innym języku. Z drugiej jednak strony zespół nie stroni od sięgania po turpizm oraz klasyki światowego gotyku i poezji przeklętej. Najlepszym dowodem na to jest rozgrywający się na Montmartre utwór „Verlaine”. Co prawda niby jest to piosenka paryska, a kończy ją obraz „rozwalonej czarnej kiszki” w ustach kochanki… Nie wiem, czy istnieje coś bardziej polskiego w swoim wstręcie.

Moim ulubionym tekstem Księżyca i znakomitym przykładem na to, jak ten zespół rozumie horror, jest chyba przecudownie gotycka „Lalka”:
„Lalko chora, lalko wymemłana, psu wyrwana z gardła. Przyszyję ci dłoń do dłoni, skórę zdejmę ze skroni. Masz czaszkę bladą, jak nocnik. [upiorny śmiech]”
Aczkolwiek bardzo też mnie urzekły słowa „Ile ma lat?”. Przemawiają do mojej fascynacji Ofeliami. „Na wysokiej górze rośnie drzewo duże, a na dnie wody leży chłopiec młody… a ile ma lat?” [6] Na na na, aż się chce tego topielca przytulić.

Mogłabym pewnie napisać jeszcze z paręset słów o każdej piosence z osobna, ale nie chcę ich pozbawiać efektu świeżości. Jeśli jesteście na tym etapie swojego życia co ja jeszcze tydzień temu i nie znacie Księżyca, naprawdę… polecam, polecam, polecam.

________________________

[1]https://pl.wikipedia.org/wiki/Ksi%C4%99%C5%BCyc_(zesp%C3%B3%C5%82_muzyczny)
[2] https://penultimatepress.bandcamp.com/
[3] https://www.youtube.com/watch?v=GZPrd9MWFCw
[4] Czy też saksofonopodobne, w sumie nie jestem pewna, co tam gra na płycie „Rabbit Eclipse”. Właściwie to nie wiem, czy to jest tylko kwestia Księżyca czy też ewolucji mojego gustu, bo jednak coraz bardziej „przywykam” do saksofonu na starość… Ale jednak wciąż często moją pierwszą reakcją jest cringe. Nie tutaj, na tym albumie pasuje. „Rabbit Eclipse” zresztą jest bardziej instrumentalny i ambientowy niż „Księżyc”, pokusiłabym się wręcz o stwierdzenie, że tak by brzmiał Vangelis, gdyby się zajarał polskim folkiem.
[5] Wiem, że te skojarzenia powinny iść w drugą stronę, bo „American Horror Story” i „Dark” są dużo młodsze od Księżyca, ale cóż, myślę o tekstach kultury w takiej kolejności, w jakiej się z nimi zapoznawałam.
[6] Jest takie zdjęcie Trenta Reznora, które idealnie mi się kojarzy z tym tekstem… Chodzi mi właśnie o to zamieszczone wyżej. Tutaj możecie poczytać o jego zaskakującej historii: https://www.revolvermag.com/culture/nine-inch-nails-march-pigs-scrapped-original-video-iconic-final-cut

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s