BĘDĄ SPOILERY!
Nie każdy śledzi pilnie wydarzenia tak zwanego „polskiego fandomu fantastycznego”, więc zacznę od samego początku: pod koniec czerwca tego roku Grupa Wydawnicza Alpaka – podpięta pod Krakowską Sieć Fantastyki półprofesjonalna inicjatywa skupiająca się na promowaniu nieznanych oblicz gatunku – wydała potężną antologię polskich opowiadań i esejów o zbiorczej tematyce „queerowa fantastyka”. Poprzez „potężna” mam tu na myśli naprawdę obszerny zbiór: 833 strony opowiadań, esejów i innych form okołoliterackich (ale głównie jednak opowiadań). Takiego zbioru nie sposób łyknąć w jeden wieczór, jednak według mojego czytnika mam już za sobą 36% lektury, a też nazbierało mi się trochę refleksji odnośnie obecnych opowiadań, to chyba jest więc dobry moment, by spisać je teraz, zanim zapomnę.
A konkretnie, to do rzucenia wszystkiego i klepania w klawiaturę skłoniło mnie ostatnie opowiadanie (piętnaste na 44), które przeczytałam do tej pory: „Listopad bez snów” Joanny Krystyny Radosz. Powiem tak. Nieważne czy interesuje was tęczowa fantastyka czy nie, ten tekst jest po prostu MISTRZOWSKI i polecam ściągnąć zbiór chociażby po to, żeby je przeczytać. Wiecie, antologia jest za darmo, więc nic nie stracicie, a lektura „Listopada…” naprawdę jest warta tych paru kliknięć. Autorka splata w nim wiele wątków, które z pewnością będą rezonować z wieloma z was: dziedziczenia chorób i lęku przed ich przenoszeniem, wizję świata post-Greta, który działa i uporał się z katastrofą klimatyczną i homofobią, depresję, komunikację w związkach… Jest też oczywiście queer, a konkretniej wizja świata, w którym poliamoria, niebinarność, bycie gejem jest… całkiem zwyczajne. A wszystko to zostało tak poruszająco opisane, że naprawdę chwyta za sam najgłębszy afekt. Myślę, że dotknie każdego czytelnika. Ze mną na pewno zostanie, wraz z mocnym przeświadczeniem, że muszę przeczytać inne pozycje tej autorki.
Co do reszty antologii… Wróćmy może do początku. Tylko uprzedzam, piszę strumień świadomości a nie recenzję, więc nie obiecuję dokładnej analizy każdego tekstu 😉
Antologię otwiera wstęp Magdaleny Stonawskiej, w którym autorka bardzo cierpliwie tłumaczy, dlaczego według niej taka antologia jest potrzebna. Myślę, że trzeba mieć dużo złej woli, by nie czuć się po nim zachęcon_ do lektury. Po nim następuje esej „Świat na końcu tęczy” Katarzyny Nowackiej o queernormatywności. O ile nie do końca jestem przekonana do podejścia „bez queeru książek nie ruszam” (mam w sobie beznadziejną i nieco toksyczną miłość do klasyki sci-fi, nic nie poradzę), to końcówka tekstu, którą zaraz przytoczę poniżej, trafia mocno w splot wyobraźni i lęków, które poniekąd definiują moje podejście do świata:
Większości z nas łatwiej wyobrazić sobie koniec świata niż koniec kapitalizmu. Spodziewamy się upadku cywilizacji, bo nie umiemy wymyślić, jak moglibyśmy powstrzymać katastrofą ekologiczną. Zamiast żądać pełni praw reprodukcyjnych, walczymy o utrzymanie kompromisu aborcyjnego, jakbyśmy wiedziały i wiedzieli, że nie ma rzeczywistości, w której osoby z macicami mają pełną kontrolę nad swoimi ciałami i swoim losem. W obliczu światowej pandemii pomysł, że moglibyśmy otrzymać realne systemowe wsparcie, jawi się jako naiwna utopia. I wreszcie nam, osobom queerowym, łatwiej jest snuć marzenia o emigracji niż o tym, że w Polsce mogłaby kiedyś nastąpić na przykład równość małżeńska. Nasza teoretycznie nieograniczona wyobraźnia kończy się tam, gdzie kończą się historie, które sobie na wzajem opowiadamy.
I jeszcze:
Fantastyka zawsze łączyła w sobie możliwość ucieczki od szarej rzeczywistości z mniej lub bardziej zawoalowanym komentarzem społecznym. Zawsze była polityczna; od zawsze mogła dawać lub odbierać wiarę w ludzkość i jej możliwości. Dlatego nie bójmy się wykorzystywać jej do naszych, tęczowych celów. Uświadomienie sobie i innym, że rewolucja jest możliwa, jest zawsze pierwszym krokiem do jej rozpoczęcia. Jeśli pragniemy równości, musimy sobie najpierw umieć tę równość wyobrazić.
Przepraszam za tak duży blok cytatu, ale te dwa fragmenty są po prostu Tak. Bardzo. Prawdziwe. Prawie jak wyjęte z mojej głowy. Też mam poczucie, że jakoś mamy kolektywny problem z wyobrażaniem sobie utopijnych rozwiązań, które by były na serio. A trochę trudno dążyć do lepszego jutra nie wiedząc, jak ono ma wyglądać. Zgadzam się też na sto procent z przekonaniem, że fantastyka jest polityczna i może stanowić świetne pole do komentarzy społecznych i eksperymentów myślowych. Katarzyna proponuje jej wykorzystanie do celów tęczowych i jasne, jest to postulat słuszny, ale dodam, że moim zdaniem ma on również zastosowanie w innych aspektach rzeczywistości. Zresztą między innymi dlatego tak mnie kopnął „Listopad bez snów”: czasami (kłamię, często) naprawdę mam problem z uwierzeniem, że czeka mnie jakakolwiek przyszłość, a tutaj widzę wizję świata, w której pokolenie Grety – o pół oczka niższe od mojego – jest już w wieku, w którym zostaje się babciami! To jest… jak powiew czystego powietrza w smogu, naprawdę. Czuję, że ludzkość rozpaczliwie potrzebuje takich wizji. Aczkolwiek nie obraziłabym się za więcej konkretów, jak do tego świata dotrzeć.
Pozostałe eseje – o inkluzywności, literce A, reprezentacji niebinarności i próbie stworzenia świata z inspirującą reprezentacją trans – były ciekawe i edukacyjne, choć nieco za krótkie jak na mój gust. Ja wiem, że to nie jest pozycja akademicka i nie powinnam oczekiwać potoku trudnych słów z przypisami, ale jednak za każdym razem miałam takie… Ale to już, koniec? Najbardziej chyba pod tym względem zasmucił mnie tekst „Dawno, dawno temu…” – naprawdę płynnie się go czytało, do tego stopnia, że ograniczanie go do czterech stron uważam za smutek. Sambor, pisz więcej!
Z opowiadań zaś, które przeczytałam do tej pory, spodobały mi się następujące pozycje:
🌈 „Moja siostra” Krystyny Chodorowskiej jest napisana po prostu przepięknie. Zwykle warstwa językowa jest dla mnie nieco mniejszym priorytetem niż fabuła i dekodowanie zamierzeń autorów, ale tutaj po prostu każde zdanie przechodziło w następne jak… jak muzyka. Sama historia, choć wzruszająca i tajemnicza, nie poruszyłaby mnie aż tak, gdyby nie sprawność Krystyny w operowaniu słowem. No cóż, autorka zdecydowanie dorasta do swojego imponującego biogramu. [Dygresja wyjaśniająca: przy każdym tekście znajduje się taki biogram].
🌈 „U dentysty” M. J. Rambert jest urocze i pokrzepiające, w sam raz na święta Bożego Narodzenia albo Wielkanocy. Zwłaszcza jeśli ktoś tych świąt nie znosi.
🌈 „Czuwanie” Aleksandry Klęczar to świetny przykład połączenia horroru z… kulturą antyczną! Nie znam za wiele fantastyki w takim settingu, a szkoda. Od razu przypomniała mi się moja gimnazjalna fascynacja pierwszymi cesarzami Rzymu… Muszę jakoś odświeżyć sobie ten temat, przecież to jest też mega ciekawe. Dzięki, Aleksandra, za rozbudzenie dawno zapomnianej nerdozy ❤
🌈 „Siostry” Miry Bór wzruszyły mnie i zawstydziły nieznajomością akcji „Hiacynt” (teraz już się doedukowałam). Podoba mi się też dość nieoczywista perspektywa, dzięki której wszyscy sojusznicy społeczności tęczowej mogą trochę zastanowić się nad tym, jak właściwie powinno ich sojusznictwo wyglądać. To opowiadanie jest u mnie numerem dwa, tuż po „Listopadzie…”. Cały czas się zastanawiam, czy w mojej rodzinie też były takie historie, o których nic nie wiem…
🌈 Choć już od dawna nie jestem w wieku szkolnym, to „Dorastanie w czasach cyborgizacji” Agnieszki Żak na chwilę mnie przeniosło w tamte czasy. A raczej niedokładnie tamte czasy, bo jednak gdy ja byłam nastolatką, nie oferowano nikomu sztucznych ciał. Bardzo pozytywny kawałek literatury.
Reszta opowiadań nie zrobiła na mnie aż takiego wrażenia, by o nich pisać osobno. Chociaż muszę przyznać, że dwa lekko mnie ukłuły zbyt wyraźnym baitowaniem plot twistu… Ale może po prostu za dobrze znam konwencje, by nie wychwycić pewnych zmian. Tak czy siak, to nie jest tak, że jak kogoś tu nie wymieniłam to odradzam. Po prostu skupiam się na tych, które naprawdę mnie jakoś dotknęły. I tak jestem szczęśliwa, że jest ich aż tyle, bo przyznam: po wstępnych komentarzach w tak zwanych internetach miałam pewne obawy… a tu proszę! Bardzo się cieszę, że nawet na tak wczesnym etapie lektury znalazłam tyle smacznych kąsków literackich i mam nadzieję, że dalej będzie tylko lepiej. Jestem bardzo ciekawa, co jeszcze czeka mnie w tym zbiorze. Na pewno się będę dzielić wrażeniami!
(Aha, i to nie jest tak, że chwalę, bo jestem autorką czegokolwiek w antologii czy mam w tym jakiś interes. Po prostu naprawdę… piszę to po to, by wychwalać te fajne opowiadania. Gdyby nic mi się w tej książce nie podobało, to bym nawet nie otwierała laptopa. Jeśli się zastanawiacie, skąd to zastrzeżenie, cóż, możecie zajrzeć na profil antologii na LubimyCzytać, ale uprzedzam, stężenie dramy jest wysokie. Sama odkryłam ją dopiero przed chwilą i mam takie „ych, dlaczego”).
Jeśli zaciekawiłam was swoim prawie-niekontrolowanym wylewem świadomości, link do pobrania znajduje się poniżej. Macie do wyboru wersję pdf, epub i mobi: http://ksf.org.pl/ksf/teczowe-i-fantastyczne-antologia-queerowej-fantastyki/