RAPORT Z PRZESŁUCHAŃ: baṣnia 🌠No Falling Stars And No Wishes🌠 (2019)

Wyjątkowo piszę dziś o „przesłuchaniach” w liczbie mnogiej, bo już straciłam rachubę, ile ich było… Od kiedy odkryłam tę płytę (jakoś w okolicy Bożego Narodzenia), towarzyszy mi niemal non stop.

Puszczałam ją na Sylwestrze.
Puszczałam ją, żeby zyskać energię i wyjść załatwiać sprawy w bezczasowej szarej brei zimy 2019.
Puszczałam ją jadąc na terapię. Na zmianę z „Pitfalls” Leprousa.
Obecnie puszczam ją rano, by wyjść z łóżka i wykrzesać z siebie ostatnie siły do pracy (Ostatni deadline w poniedziałek… I want it now).

Muzyka baṣni jest równocześnie refleksyjna i energetyczna, w duchu najlepszych gotyckich zespołów z zeszłego wieku, a teraz bardzo potrzebuję zastrzyków energii. Co ciekawe, inspiracje başni (The Eden House, Nico Saboume) mimo podobieństw kompozycyjnych zupełnie nie kojarzą mi się z podobnymi wibracjami, tak więc to musi pochodzić od niej. A także od zespołu – każdą kompozycję można wzbogacić lub całkiem zepsuć wykonaniem, a na „No Falling Stars…” jest wykonane bezbłędnie. Szacun, panowie!

Wśród dziesięciu kompozycji tworzących ten album znalazło się miejsce i na niemalże rock’n’rollowe, ciągnące do tańca rytmy („This Love Is Dangerous”) i na powolne, hipnotyzujące kompozycje („My Turn To Win”). Nie ma więc miejsca na nudę, choć wielbiciele barokowo rozbudowanych aranży mogliby nieco kręcić na skromne instrumentarium grupy. Zespół bez klawiszy i elektroniki? No jak tak można? Ano jak widać można, bo zupełnie się nie czuje, by czegoś w warstwie muzycznej brakowało 🙂 Zresztą na brak smaczków nie można narzekać: znalazło się i miejsce na gościnny występ trąbek i na perkusjonalia. A przede wszystkim na cudowny, eteryczny wokal, który aż zachęca, by ruszyć własne płuca w ruch.

Ale do ruszenia płucami i przeponą trzeba wiedzieć, co się chce śpiewać. Bez zajrzenia w teksty się zatem nie obędzie. No i tutaj muszę przyznać, że baṣnia (a raczej Baśnia, czyli autorka tekstów i mózg grupy) zrobiła bardzo ciekawą rzecz. Po pierwszym przesłuchaniu wrzuciłam płytę do umysłowego koszyka „o miłości i smutku”. Ale jakoś tak za drugim, trzecim razem, gdy zaczęłam sobie podśpiewywać je pod nosem, zdałam sobie sprawę, że najmocniej przykleił się do mnie fragment z „And The Audience Is Watching The Show”:

And our days are already numbered,
And our days are already done.
This is over. For us, for them, for you, for her.
For us, for them, for you.

I tak jakoś pomyślałam, że ej, to brzmi mocno klimatycznie-apokaliptycznie. Wiecie, topnienie lodowców, raporty ONZ i tak dalej. Zerknęłam więc na cały tekst (wszystkie są dostępne na bandcampie, bardzo miły gest) i pomyślałam: „ej, to byłby świetny protest song na strajki klimatyczne”. Potem moja uwaga zaczęła krążyć wokół tekstu „My Only Religion Is Love”. Ten tytułowy wers może być zarówno dość neutralną pochwałą miłości, jak i deklaracją antyreligijną. No dobra, znowu zerkam na tekst… I mam takie, okej, dlaczego przy pierwszym przesłuchaniu przegapiłam, bądź co bądź, oczywiste fragmenty jak „Why care ‘bout skin, we’ve got tattoos.”? A nie wiem. Ale już czułam, że chyba jednak to uczuciowe odczytanie nie było do końca trafne. A już absolutnym przełomem była sugestia samej artystki: „weź obejrzyj teledysk do singla Night Of The Lost”.

(Wy też go obejrzyjcie)

Aha. Ahaaaaaa. Okej 😀 No tak, tego klucza mi brakowało.

Na swoją obronę mogę tylko powiedzieć, że trop heteroseksualnych kochanków opiewających to, jak bardzo uciskani są przez swoje uczucia (patrzę na was, Romeo i Julio, i cała rzeszo naśladowców w literaturze młodzieżowej) jest w kulturze bardzo silny i z braku kontekstu może wypełniać luki interpretacyjne. Ale i tak trochę mi głupio, że potrzebowałam tej podpowiedzi.

W każdym razie jedno jest pewne: moje – przyznaję, trochę spóźnione – przeczucia się sprawdziły. „No Falling Stars And No Wishes” to płyta o „lewackim” zabarwienie i jest to jak najbardziej zgodne z intencją autorską. A równocześnie wiele z nich jest na tyle subtelnych, że nie zrazi ludzi o poglądach „nielewackich”… Przynajmniej tak mi się wydaje. Mało tego, już sobie wyobrażam zdziwione miny niektórych fanów (obecnych bądź przyszłych) na koncertach, gdy zobaczą wyświetlane różne symbole religijne na ekranie, albo wywieszoną flagę Rożawy.

Według mnie taka możliwość podwójnej interpretacji (czysto emocjonalnej i politycznej) jest na tej płycie zaletą i nie uważam, by ujmowała czegokolwiek sile przekazu albumu. Bo przesłania tych piosenek nie da się zafałszować… Po prostu trzeba się wsłuchać trochę bardziej. Myślę, że taka muzyka ma szansę zagościć w sercach ludzi z bardzo różnymi poglądami i skłonić ich do refleksji. Może nawet „No Falling Stars And No Wishes” okaże się jednym z tekstów kulturowych o mocy Zmiany Ludzkich Serc™. Jak Doctor Who, albo youtube ContraPoints. Zdecydowanie widzę w tym albumie taki potencjał.

Choć może niektórzy fani wskutek takich refleksji poczują się rozczarowani… No ale cóż, od ewentualnych rozczarowań ważniejsze jest śpiewanie o tym, w co się wierzy, a baṣnia tak właśnie robi. A mi osobiście bardzo to pasuje, bo zdecydowanie ten, khe khe, lewacki przekaz popieram. I mogę przy słuchaniu śpiewać takie teksty bez wewnętrznego zażenowania i zgrzytu.

Ten raport nie jest bardzo analityczny. Jakoś ta muzyka naciska u mnie bardziej na emocjonalne klawisze niż intelektualno-akademicko-krytyczne. Ale tak też warto słuchać muzyki 🙂

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s