[7 grudnia 2019]
W pewnych kręgach fakt, że do dziś nie znałam tego albumu pewnie zostałby odebrany z pobłażaniem. W innych, bliższych moim muzycznym nawykom, nikt nic o tym albumie nie słyszał. Nie wiem, do którego kręgu należycie, ale pozwólcie mi tutaj napisać małą laurkę, bo jest czemu wystawiać laurkę.
Trzech panów stojących za projektem „clipping.” stworzyło muzyczne dzieło narracyjne, opisujące nieoczywistą miłość pomiędzy człowiekiem, który jako jedyny przeżył bunt na statku wiozącym niewolników i sztuczną inteligencją zarządzającą owym statkiem. Większość utworów reprezentuje punkt widzenia sztucznej inteligencji, jednak głównym bohaterem jest tu zdecydowanie człowiek – mężczyzna znany wyłącznie jako „cargo 2331” – oraz stojące przed nim dylematy: jak żyć w całkowitej samotności, ze świadomością, że powrót do domu jest niemożliwy? Jak poradzić sobie w bezmiarze kosmosu? I czy w ogóle warto sobie „radzić” w takiej sytuacji, czy może jednak sobie odpuścić?
Brzmi jak streszczenie powieści science-fiction? Tak. Ale chyba nie będzie dla was zaskoczeniem, jeśli wam powiem (przypomnę?), że muzyka jak najbardziej może przekazywać narracje, spekulacje i fantazje. Po pierwsze, słowa piosenek niosą w sobie dokładnie tyle treści, ile umieją w nie wpisać tekściarze. Jeśli ktoś ma pomysł na opowieść, dość talentu i chęci, zapisanie jej w formie piosenek nie sprawi mu żadnego problemu. Tak właśnie powstają albumy koncepcyjne. Po drugie, kompozycje również mogą stanowić istotny element układania narracji. Dobór odpowiednich instrumentów i efektów dźwiękowych, odpowiednia modulacja wokalu, dopasowanie melodii do przekazu – wszystkie te zabiegi kompozycyjne jak najbardziej przekładają się na odbiór oraz interpretację muzyki, podobnie jak zabiegi montażowe i ujęcia przekładają się na odbiór filmów. I jestem głęboko przekonana, że muzyka może sama w sobie być SF, albo fantasy, albo wieloma innymi formami. [Dygresja 1: wybacz mi, Krystyno Holistycka, ale będę obstawać przy swoim, że w muzyce dźwięk stoi na równi ze słowem ;)]
W przypadku „Splendor and Misery”, opowieść scence-fiction tworzona jest poprzez pomieszanie industrialnych, minimalistycznych podkładów, nad którymi góruje szybki i techniczny rap, imitujący chłód myślenia sztucznej inteligencji, z nieco bardziej „uczłowieczonymi” fragmentami, prowadzonymi przez plemienne groove’y i motywy pochodzące z niechlubnej tradycji muzyki niewolników w USA. [Dygresja 2: poprzez słowo „niechlubna” chce wyrazić swój smutek i potępienie, że w ogóle ktokolwiek w historii uznał, że niewolnictwo jest dobrym pomysłem i przez to zmusił grube tysiące do egzystencji, w której ta tradycja powstała. Gdybyśmy mieli do wyboru dwa światy: jeden bez bez gospel i bluesa, a drugi bez niewolnictwa, to chyba wszyscy wybralibyśmy ten drugi… PRAWDA?] W ten sposób powstaje pewnego rodzaju dialog między A.I., narratorem(ką?) większej części albumu i „ładunkiem 2331”, który również od czasu do czasu zabiera głos. Nawet te „ludzkie” utwory są jednak zanurzone w zimnych, elektronicznych dronach basowych, często towarzyszą im też zakłócenia. To nadaje całej opowieści spójności i znakomicie współgra z przyjętą konwencją science fiction.
Tyle, jeśli chodzi o opis albumu. Dla porządku dodam, że jestem nim zachwycona: muzyczne podkłady są idealnie skomponowane i precyzyjnie wywołują w słuchaczach (a przynajmniej w tej jednej słuchaczce) zamierzone przez twórców emocje. Na pewno też tu pomaga fakt, że industrial jest miły mojej duszy. Co prawda wolałabym więcej melodyjnych wokali a mniej rapu, ale to wyłącznie kwestia moich wyuczonych preferencji. Rapom nie można nic tu zarzucić, wręcz przeciwnie. Są rytmiczne, przekazują bardzo duży procent narracji, a Daveed Diggs nawija czasem tak szybko, że podejrzewam go o bycie robotem. Albo wampirem. W każdym razie istotą, która nie potrzebuje tlenu. Sama historia też mnie wciągnęła i na pewno będę wracać do tego krążka chociażby po to, by rozkminić wszystkie niuanse narracji, które mimo trzeciego przesłuchania pozostają dla mnie niejasne.
Ale to wcale nie moje wrażenia są w „Splendor and Misery” najważniejsze. Dużo ciekawsze są odczytania, które można z tej płyty wyciągnąć. Sam fakt, że dowiedziałam się o niej na konferencji poświęconej science fiction powinien tu stanowić pewną podpowiedź 🙂 Erik Steinskog omawiał go z punktu widzenia afrofuturyzmu, wskazując, że podróż głównego bohatera przez kosmos bardzo przypomina podróże pierwszych niewolników do Stanów Zjednoczonych: uprowadzeni przez bardziej zaawansowaną technologicznie cywilizację ludzie zmuszeni są do podróży do całkowicie obcego świata, w którym staną się sprowadzoną do mięsa siłą roboczą… Nie będę tutaj streszczać całego wykładu, ponieważ prawdopodobnie jego treść zostanie utrwalona w jakiejś przyszłej publikacji. Ale polecam w tym miejscu książkę Steinskoga o afrofuturystycznej muzyce, „Afrofuturism and Black Sound Studies”. Nie, jeszcze jej nie czytałam, ale po tym wykładzie kupiłabym od faceta wszystko, co napisał. Tak mądrze mówił. Co więcej, w wystąpieniu potwierdził moją intuicję odnośnie tego, że muzyka może być opowieścią i może być science-fiction, więc… [Dygresja 3: w porównaniu z nim mój warsztat do analizy muzyki jest tak marny… Ale mam do czego aspirować :)] W każdym razie dla osób, które niekoniecznie swobodnie poruszają się w muzyce afroamerykańskiej, albo po prostu dla ludzi zainteresowanych SF ta pozycja może być bardzo wartościowym przewodnikiem.
Pozwolę też dodać od siebie – właśnie odkryłam, że piszący dla Medium Ruben Ferdinand też na to wpadł… – że nie bez powodu w tym albumie wracają motywy przypominające religijne pieśni niewolników. [Ciekawostka! Te pieśni, które ewoluowały w dzisiejsze gospel, w czasach niewolnictwa często służyły za które tak naprawdę często był szyfrem, który pomagał niewolnikom umawiać tajne spotkania.] Przypuszczam też, że to nie są jedyne odniesienia zakodowane w „Misery and Splendor”, ale zanim je odkryję wszystkie, muszę trochę poczytać i trochę go posłuchać. Do czego i was zachęcam! Bo jak się okazuje, album clipping. stanowi nie tylko przyjemność estetyczną i zaspokojenie głodu na sci-fi, ale też jest dobrym daniem dla mózgu. Nic dziwnego, że zespół został nominowany do Hugo Award w 2017 roku. Dwa razy.
Lista linków!
👽 Analiza Rubena Ferdinanda: https://medium.com/@urbanfriendden/a-little-analysis-of-clipping-s-splendor-misery-2016-a4819ff92408
👽 Książka Erika Steinskoga: https://www.palgrave.com/gp/book/9783319660400 . Jest tak absurdalnie droga, że sam autor mi radził zaczekać na kolejny Cyber Week z kupnem, ale myślę, że warto mieć ją w pamięci.
👽 Recenzja albumu z Pitchforka, nieco równoważąca moje zachwyty: https://pitchfork.com/reviews/albums/22344-splendor-misery/#
👽 Jeśli ktoś chce wiedzieć, jak fajną konferencję stracił, niech przeczyta program: http://senses-sf.pl/wp-content/uploads/2019/12/Conference-program-booklet-A4.pdf Niestety nie zgłosiłam na nią nic, bo byłam zajęta pożal się borze magistrem. Ech. Następnym razem. A tak trochę obok tematu: absolutnie nie rozumiem, czemu konferencje naukowe nie są nagłaśniane i nie gromadzą tłumów. Ktoś z was to rozumie?