[3 grudnia 2019]
Gdy potrzebuję dawki piękna w swoim życiu, od dwóch lat niezmiennie sięgam po muzykę duetu z Sankt Petersburga, iamthemorning. Zawsze znajduję w niej to, czego szukam: w zależności od płyty przenoszę się w dzikie ostępy Szkocji i Islandii (na szczęście w marzeniach zimno mi nie grozi, mogę więc te krainy przemierzać do woli), na samotne dzikie plaże i łąki, albo do dziewiętnastowiecznej Anglii, pełnej namiętności, śmierci i smutku. Każda z piosenek to bukiet pięknych wrażeń słuchowych i melancholijnych skojarzeń… w sam raz dla takich kochających smutek ziemniaczków, jak ja.
Ciężko opisać muzykę iamthemorning. Powiedziałabym, że podstawą kompozycyjną w tym projekcie jest muzyka kameralna. Niewątpliwie czuć tu wpływ męskiej połówki duetu, pianisty Gleba Kolyadina. Z drugiej strony mamy też mocne wpływy rocka progresywnego, efekt muzycznych zainteresowań wokalistki, Marjany Semkiny. Połączenie tych dwóch składników wcale jednak nie daje oczywistego efektu. Powiedziałabym, że iamthemorning tworzy progresywny pop, ale jak udowadnia płyta Belighted oraz część wykonań koncertowych, duet potrafi też stworzyć zaskakująco rockowe aranżacje. Niektóre z ich kompozycji („Chalk and Coal” chyba najbardziej) skręcają w stronę jazzu, inne wybitnie pasują do kameralnych aranży spod znaku „baroque pop”. Każdy z ich utworów ma wiele oblicz, dopasowujących się do zaproszonych gości i wybranego w danym wykonaniu stylu… A wiecie, co jest w tym najlepsze? Że niezależni od zmian stylistycznych, każde wykonanie brzmi świetnie!
Między innymi z tego powodu iamthemorning jest niezwykle ciekawym zespołem, jeśli chodzi o aspekt koncertowy. Niestety, jako niezależny zespół rzadko mogą sobie pozwolić na trasy koncertowe, tym bardziej zatem należy korzystać z okazji. Widziałam już wiele ich występów: jeden na żywo w Inowrocławiu (InoRock 2017, zdecydowanie progresywno-rockowy w aranżacji), fragmenty z DVD Ocean Sounds, a także co najmniej trzy streamy z Moskwy, utrzymane raczej w kameralnym klimacie. Wszystkie te występy były niesamowicie dobrze zagrane, zarówno przez główny duet, jak i przez towarzyszących gości. W dodatku Marjana świetnie sprawdza się jako dusza koncertu, łącząc magnetyczne występy z nieśmiałym urokiem, z jakim zwraca się do publiczności pomiędzy utworami. Gleb natomiast zwykle ukrywa się za keyboardem/pianinem/fortepianem, ale to, co wyczynia z klawiszami, stukrotnie wynagradza jego milczenie.
(Właśnie teraz zespół przyjechał do Polski jako support The Flower Kings. Dziś grają w Piekarach Śląskich, a jutro w Poznaniu. Jeśli ktoś lubi progresywne klimaty, to polecam waszej uwadze. Niestety ja nie dam rady…)
No dobrze, a czy treść utworów dorównuje pięknem ich formie? Według mnie tak, ale ja mam słabość do piosenek o zmarłych, smutnych dziewojach, podpalaczkach i romantycznych Ofeliach. Marjana nie pisze tekstów politycznych, ani zaangażowanych, i czasem wręcz dręczy mnie leciutkie poczucie winy, gdy jej słucham. To tylu artystów ma do powiedzenia ważne rzeczy o ważnych rzeczach, a ja sobie wybieram słuchanie melancholijnych ballad? Wstyd! A jednak coś mnie w nich urzeka. Wyczuwam w tych utworach próby zrozumienia paradoksalnego powiązania pomiędzy pięknem a smutkiem, które wytworzyła kultura romantyczna, i z którego współczesna popkultura czerpie aż zbyt chętnie. Marjana w niejednym wywiadzie wspomina też, że muzyka to jej sposób na radzenie sobie z własnymi problemami z depresją i stanami okolicznymi. I nie wiem, jak wy, ale ja słyszę w jej tekstach wypływającą z tego szczerość, która działa na mnie niezwykle kojąco.
2 uwagi do wpisu “🌸LET’S TALK ABOUT IAMTHEMORNING🌸”